Dawidziuk: Historia sprzed 10 lat nie może się powtórzyć
Dziesięć lat temu polscy piłkarze w eliminacjach Euro 2008 przegrali w Erywaniu z Armenią 0:1. Jeden z uczestników tamtego spotkania, trener bramkarzy reprezentacji Andrzej Dawidziuk jest przekonany, że historia się teraz nie powtórzy.
W czerwcu 2007 roku reprezentacja prowadzona przez Leo Beenhakkera po serii dobrych występów nieoczekiwanie przegrała na wyjeździe z Ormianami 0:1. Dawidziuk z tamtego spotkania zapamiętał wyjątkowego gola Hamleta Mchitarjana.
"Wiedzieliśmy, że nie będzie to łatwa wyprawa. To był mecz, w którym przeważaliśmy, natomiast Ormianie przeciwstawili niesamowitą determinację. Szukaliśmy bramki, ona by nam bardzo pomogła, ale nie mogliśmy jej strzelić. I do dziś mam przed oczami fantastyczny strzał z rzutu wolnego, którego Artur Boruc nie dał rady obronić. To był taki moment, że po słabym stracie w eliminacjach ten zespół zaczął już dobrze funkcjonować. Wygraliśmy u siebie z Portugalią, na wyjeździe z Belgią. Uznaliśmy, że był to jednak wypadek przy pracy" - powiedział PAP Dawidziuk.
Choć pozornie sytuacja ma pewne podobieństwa, były asystent Beenhakkera uważa, że do powtórki na pewno nie dojdzie. Polacy są o krok od zakwalifikowania do przyszłorocznych mistrzostw świata. Przy korzystnych wynikach, awans może im zapewnić zwycięstwo w Erywaniu a ostatni pojedynek z Czarnogórą może nie mieć już znaczenia.
"Dużym atutem obecnej reprezentacji jest umiejętność konsumowania i zarządzania tym, co już się udało osiągnąć. Patrząc na to, co teraz dzieje się w naszym zespole, jestem przekonany, że nikt nie zlekceważy rywala. Nikt też do tego meczu nie podejdzie na zasadzie, że to są trzy punkty do zapisania. Trzeba będzie włożyć sporo wysiłku, żeby przywieźć punkty z tego trudnego terenu. Trafimy na pewno na podobnego przeciwnika, jak 10 lat temu. Jego sposób gry, czy charakter drużyny pewnie niewiele się zmienił. Musimy nastawić się na ostrą, agresywną grę, często na pograniczu faulu" - stwierdził.
Wracając do pojedynku sprzed dziesięciu lat, Dawidziuk przypomniał, że gospodarze starali się trochę utrudnić życie polskiej reprezentacji.
"Pamiętam fatalnej jakości boisko, na którym mieliśmy oficjalny trening przedmeczowy. Weszliśmy na murawę, która była po prostu zarośnięta wysoką trawą. Próbowaliśmy interweniować, żeby ją skoszono, ale organizatorzy tłumaczyli, że za bardzo nie mają czym. Dopiero po naszym treningu pojawiły się maszyny, które przygotowały murawę do normalnego stanu. Musieliśmy zmierzyć się z tym strasznym boiskiem, to była jakaś gra ze strony Ormian. Chcieli nam popsuć nastroje, może sprowokować do jakiś zachowań" - powiedział trener bramkarzy Lecha Poznań.
Jak dodał, sama wyprawa i logistyka wyjazdu nie była łatwa. Polacy najpierw lecieli do Azerbejdżanu, skąd bezpośrednio udali się do Armenii.
"To był dość specyficzna podróż. Graliśmy dwumecz i lecieliśmy rządowym Tupolewem, tym samym, który trzy lata później rozbił się w Smoleńsku. Wyczarterowanie samolotu pozwoliło nam rozwiązać wszelkie problemy logistyczne. Ja nie ukrywam, że samoloty są moją pasją, posiadam licencję pilota. Akurat tamten samolot pilotował mój dobry przyjaciel, więc większą część podróży spędziłem w kokpicie, tam gdzie nie każdy ma dostęp" - opowiadał Dawidziuk.
Biało-czerwoni do meczu przystąpią po bardzo krótkich przygotowaniach. Dopiero w poniedziałek piłkarze w komplecie pojawili się na zgrupowaniu. Po dwóch dniach wspólnych treningach, czeka już ich pojedynek z Ormianami.
"Myślę, że ten krótki okres zgrupowania nie ma większego znaczenia. Czasu od ostatniego meczu z Kazachstanem było sporo, by przygotować się do tego spotkania. Wiadomo, że na sprawy personalne trzeba zawsze poczekać do ostatniej chwili, zdarzają się nieprzewidziane sytuacje, jak kontuzja Arka Milika. Te kilka dni musi zawodnikom wystarczyć, by odtworzyć na boisku to, co zaproponuje trener Adam Nawałka. Jeśli zneutralizujemy argumenty Ormian i zagramy na swoim poziomie, jestem spokojny o wynik" - podsumował Dawidziuk.
Komentarze