Ruch Chorzów drugim Górnikiem Zabrze?
Kibicom Ruchu te słowa pewnie się nie spodobają, ale mają one pewne uzasadnienie. Górnik Zabrze w obliczu ubiegłosezonowych kłopotów postawił na mieszankę młodych polskich zawodników z kilkoma starszymi z zagranicy. Podobną strategię odbudowy klubu na pierwszoligowym froncie obrano także w Chorzowie, gdzie 14-krotny mistrz Polski pomału wyłania się z dna tabeli...
Zarówno dla Ruchu, jak i Górnika spadek z Ekstraklasy oznaczał duże problemy, przede wszystkim finansowe. Pożegnano się z wieloma zawodnikami, w ich miejsce ściągnięto innych, mniej kosztownych czy też postawiono na młodych, którzy na najwyższym poziomie rozgrywkowym nie dostawali szans na grę. Różnica między dwoma klubami polega jednak na tym, że zabrzanie kłopoty mają już za sobą i poradzili sobie z nimi śpiewająco (choć też przy odrobinie szczęścia), natomiast chorzowianie są na początku drogi, która ma ich poprowadzić z powrotem do elity.
Z 32 zawodników, którzy znajdowali się w szerokiej kadrze klubu z Zabrza pod koniec sezonu 2015/2016 zakończonego spadkiem, jesienią 2016 roku w klubie zostało już tylko 18 graczy, a zimą pożegnano się z kolejnymi trzema piłkarzami. Jeśli jednak spojrzymy na to, jakie role zawodnicy Górnika odgrywali w klubie na zapleczu Ekstraklasy, to rewolucja wyglądała jeszcze bardziej drastycznie. W końcówce pierwszoligowego sezonu 2016/2017 z ludzi, którzy rok wcześniej występowali jeszcze w najwyższej klasie rozgrywkowej, w pierwszym składzie znajdowali się jedynie Bartosz Kopacz, Rafał Kurzawa i Szymon Matuszek. Zmiennikami byli zaś Ołeksandr Szeweluchin, Erik Grendel i Marcin Urynowicz. Pozostali, czyli np. Igor Angulo, Szymon Żurkowski czy Tomasz Loska zostali już odkryci przez Marcina Brosza, który w zespole z Zabrza pojawił się latem 2016 roku.
Dla porównania - kadra Ruchu wiosną 2017 roku liczyła 29 zawodników, z których w tym momencie w ekipie z Chorzowa pozostało jedynie... 9 graczy. Taki drastyczny ruch ze strony chorzowian spowodowany był głównie problemami finansowymi, końcami kontraktów wielu zawodników, ale także kłopotami z wypełnianiem zobowiązań wobec innych piłkarzy. Z tego ostatniego powodu, już w trakcie sezonu z Ruchem pożegnali się między innymi Jakub Arak czy Adam Pazio. Z doświadczonych graczy jedynie Marcin Kowalczyk, Libor Hrdlicka i Miłosz Przybecki (26-latek, ale zaprawiony w ligowych bojach) nie opuścili okrętu, pozostałych szesciu graczy, którzy zostali przy Ruchu, są to młodzi, około dwudziestoletni piłkarze.
Jednym z nich jest 22-letni Maciej Urbańczyk, który po zakończeniu kariery przez Łukasza Surmę otrzymał od Krzysztofa Warzychy opaskę kapitańską. Jeszcze w Ekstraklasie Urbańczyk miał okazję grać u boku Surmy w środku pola i zaimponował na tyle, że teraz to on rządzi (choć bardzo spokojnie) w drużynie. Na fakt, że to właśnie on został kapitanem wpłynęło na pewno również to, że jako jedyny zawodnik grający obecnie w pierwszej jedenastce jest wychowankiem Ruchu. W szerokiej kadrze jest dużo więcej piłkarzy wychowanych w Chorzowie, ale potrzeba czasu, by regularnie wychodzili oni na pierwszoligowe boiska. Nie zmienia to jednak faktu, że podobnie jak w przypadku Górnika, w pierwszej jedenastce z Chorzowa aż roi się od młodych talentów.
Juan Ramon Rocha, człowiek, który w przeszłości prowadził m.in. Panathinaikos w półfinale Ligi Mistrzów, a w trakcie sezonu 2017/2018 przejął stery na ławce trenerskiej Ruchu, tak wspomina pierwszy mecz. - Kiedy zobaczyłem naszych pierwszych rywali w tunelu na boisko, wielkich facetów z zarostem, to moi gracze prezentowali się na ich tle jak chłopaczki. Przecież niektórzy są tak młodzi, że jeszcze się nie muszą golić (śmiech). Ale kiedy przekonałem się jaki oni mają charakter, jak bardzo są z tym klubem związani, jak zależy im aby go uratować, to od razu wiedziałem, że będzie dobrze. Ja im staram się zaszczepić miłość do atakowania. Proszę zwrócić uwagę, że w siedmiu meczach, w których prowadzę zespół zawsze gramy do przodu, zawsze strzelamy gole, jesteśmy ofensywni - mówi Rocha.
Taki właśnie, ofensywny i pełen polotu, był w końcówce poprzedniego sezonu w Nice 1 Lidze Górnik Zabrze, który rzutem na taśmę wywalczył awans do Ekstraklasy. Podobnie jak zespół prowadzony obecnie przez Rochę, Górnicy mieli wpajaną przez Marcina Brosza agresywność w odbiorze, a skuteczny pressing na połowie rywala przynosił im sporo goli. Młodzi zawodnicy byli idealnymi wykonawcami do takiej taktyki, wymagającej przede wszystkim zadziorności i bezdyskusyjnego wykonywania poleceń trenera. W Zabrzu nie byłoby jednak wyniku bez kilku doświadczonych piłkarzy, jak Matuszek czy Angulo, który swoimi golami dawał nadzieję na powrót do elity. W Chorzowie wciąż brakuje takiego doświadczonego napastnika, a nominalny skrzydłowy Vilim Posinković i młody Artur Balicki jeszcze nie są gwarancją na regularne trafianie do siatki.
W tym momencie, czyli po 14 kolejkach Nice 1 Ligi Ruch wciąż okupuje ostatnie miejsce w tabeli (11 punktów i 5 oczek straty do 17. miejsca), ale zważywszy na to, jaka sytuacja miała miejsce ponad miesiąc temu (minus dwa punkty) nie można niczego wykluczyć. Nawet... awansu do Ekstraklasy. Do pierwszej Chojniczanki chorzowianie tracą 15 punktów, co nie jest dystansem niemożliwym do odrobienia. Szczególnie w takiej lidze, jaką mamy na pierwszym poziomie rozgrywek. Cel na końcówkę jesieni, jaki mogą przed sobą teraz stawiać podopieczni Juana Ramona Rochy, to wyjście ze strefy spadkowej w ciągu pięciu kolejek, które zostały jeszcze do rozegrania.
W Zabrzu mają już przepiękną arenę (choć bez jednej trybuny), która zapełnia się na prawie każdym meczu Ekstraklasy. W przyszłym roku w Chorzowie ma zaś rozpocząć się budowa nowego stadionu przy ulicy Cichej, który ma pomieścić 16 tysięcy widzów. Tak, jak infrustrukturalnie chorzowianie idą w ślady rywala zza miedzy, tak samo sportowo mogą powtórzyć, to do kilka miesięcy temu było udziałem zabrzan...
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze