Pindera: Wojownik z ludzką twarzą

25-letni Amerykanin Jose Carlos Ramirez nie zawiódł swoich fanów i na oczach kilkunastotysięcznej widowni w kalifornijskim Fresno znokautował w drugiej rundzie swojego rodaka, niepokonanego Michaela Reeda.
To kolejne, efektowne zwycięstwo olimpijczyka z Londynu, kolejna wygrana „Walka o wodę”. „Fight for Water VII” przypomina, że Ramirez, syn meksykańskich imigrantów, to wojownik z ludzką twarzą, który kilka lat temu skutecznie włączył się o do walki miejscowej społeczności o prawo do wody. W Centralnej Kalifornii była susza, gdy mieszkańcy tego regionu toczyli wojnę z ekologami o wodę. I Jose Carlos Ramirez bardzo im w tym pomógł.
Od tego czasu jest głosem i twarzą tej społeczności, która tłumnie przychodzi na jego walki. Save Mart Center zawsze jest wypełniona do ostatniego miejsca, gdy Ramirez wchodzi do ringu. A że jest przy tym świetnym pięściarzem, to korzyść jest obopólna. Przy okazji ręce zaciera też 86 letni król promotorów Bob Arum, który wierzy, że Ramirez pójdzie w ślady Oscara De La Hoi.
Medalu olimpijskiego wprawdzie nie zdobył (w Londynie przegrał w drugiej rundzie eliminacji ze znakomitym Uzbekiem Fazllidinem Gaibnazarowem), ale już w lutym może być zawodowym mistrzem świata. Na razie ma na koncie 21 zwycięskich pojedynków, w tym 16 zakończonych przed czasem.
Ostatnią jego ofiarą jest 24 letni Mike Reed, który stając do walki z Kalifornijczykiem miał czysty rekord, 23 zwycięstwa i żadnej porażki. Ale to już historia. Śliski, niewysoki mańkut z Maryland trzymał się dzielnie jedynie w pierwszej rundzie. W drugiej, gdy padł na deski po raz pierwszy jasne było, że koniec jest bliski gdyż Ramirez takich okazji nie wypuszcza z rąk. Podkręcił jeszcze tempo, wydłużył serię ( w jednej z nich zadał chyba z pięć lewych sierpowych na tułów) i sędzia ringowy Jack Reiss nie miał wyboru: musiał zatrzymać pojedynek.
Mike Reed przyzna później, że cios którym trafił go Ramirez był naprawdę mocny, ale był w stanie kontynuować walkę i nie zgadza się z decyzją sędziego. Może mówić co chce, moim zdaniem Reiss wkroczył do akcji w odpowiednim momencie.
Dla Jose Carlosa Ramireza wygrana z Reedem oznacza, że w połowie lutego, znów przyjedzie z pobliskiego Avenal, gdzie mieszka, do Fresno, by walczyć z Amirem Imamem o pozostawiony przez Terrence’a Crawforda pas WBC w wadze superlekkiej.
Genialny Crawford, mistrz czterech organizacji przeszedł do wagi półśredniej, stąd walki o schedę po nim. Rosjanin Siergiej Lipiniec zdobył 4 listopada pas IBF, teraz czas na Ramireza i Imama.
Ich starcie będzie mieć dodatkowy podtekst. Jose Ramirez jest zawodnikiem Top Rank i Boba Aruma, zaś Amir Imam (21-1, 18 KO) Dona Kinga. Dwaj wielcy promotorzy konkurują ze sobą prawie pół wieku i powoli zbliżają się do dziewięćdziesiątki. Który z nich będzie górą, gdy dojdzie do tej walki?
Stawiam na Ramireza i Boba Aruma, choć Imam jest bardzo dobrym pięściarzem. Z Johnnym Garcią, z którym Ramirez dwa lata temu bił się do końcowego gongu, wygrał na sobotniej gali w czwartej rundzie. Ale takie porównania niczego oczywiście nie wyjaśniają, o czym warto pamiętać.
Jedno jest pewne, Save Mart Center znów będzie pękać w szwach, i trzeba będzie ustawiać telebimy na zapleczu. Na razie Ramirez bierze za swoje walki grosze, za wygraną z Reedem dostał 50 tysięcy dolarów (rywal 35 tysięcy), ale gdy zaczną być pokazywane w systemie pay per view zostanie milionerem. I obiecuje, że dalej będzie pomagał biednym.
Przejdź na Polsatsport.plZOBACZ TAKŻE WIDEO: UFC Fight Night: Ismael Bonfim - Nazim Sadykhov. Skrót walki
