Czas na walkę Powietkin - Joshua
Dwadzieścia minut przed główną walką wieczoru, spotkałem wychodzącego z szatni Aleksandra Powietkina (33-1, 23 KO) szefa „World of Boxing” Andrieia Riabińskiego. „Ciężka walka, ale Sasza wie, o co się biję” – powiedział. Kiedy lekko się z opinią, że to będzie ciężka walka nie zgodziłem, promotor dodał. „Dostałem potwierdzenie od szefa WBA, że Anthony Joshua będzie musiał w obronie pasa walczyć ze zwycięzcą właśnie naszej walki. Więc stawka olbrzymia, ale Powietkin ją udźwignie. Wierzę w niego”.
Powietkin nie zawiodł człowieka, który włożył w niego miliony dolarów, wygrał jednogłośnie, z łatwością. Christian Hammer (22-5, 12 KO), któremu przed walką grano hymn Rumunii, ale w rankingach jest Niemcem, nie zrobił nic, żeby zadanie Rosjaninowi utrudnić. Na mojej, nieoficjalnej karcie punktowej, Niemiec/Rumun wygrał najwyżej jedną rundę. Prawdziwi sędziowie punktowi myśleli podobnie.
Riabiński dodał jeszcze, że walka z Joshuą będzie w Londynie bo jest tam tak wielu Rosjan, że to „prawie jak u siebie”. Mówienie o walce z Joshuą to na razie i tak dzielenie skóry na niedżwiedziu biegającym po lesie, bo w rankingach WBA z numerem 1 jest Fres Oquendo. Ale to jest ten sam Fres, który nie walczy już trzy lata i pewnie – za odpowiednią sumę odstępnego – może jeszcze trochę poczekać. Powietkin, z którym miałem dłuższą rozmowę dzień wcześniej, po ważeniu, w jego hotelu w Jeketrynburgu, wie, że czasu nie ma za dużo. „Z jednej strony kończę 37 lat, czyli nie tak znowu wiele jak na ciężkiego, ale też wiele czasu straciłem nie robiąc nic. Walka o tytuł w 2018 roku byłaby optymalna, bardzo mi na tym zależy i taki jest nas plan” – mówił Powietkin, który wykluczył starania o ponowną próbę odwołanej walki z mistrzem WBC, Deontay’em Wilderem. Powietkin – dla pełnej jasności – ciągle jest przekonany, że testy VADA „były omyłkowe i już wrótce będę do końca oczyszczony z tamtych zarzutów. Na tych dwóch rzeczach najbardziej mi zależy – walka o tytuł i pokazanie ludziom, że nie jestem oszustem” – dodał Aleksander.
Sporo piszę o tym, co będzie się działo w nadchodzącym roku w życiu Rosjanina, a mniej o tym, co działo sie na ringu w walc z Hammerem. Bo działo się w Jeterynburgu, w głównej walce wieczoru, naprawdę niewiele. Hammer od pierwszej rundy sprawiał wrażenie pięściarza, który przyjechał przegrać na punkty, a nie wygrać. Więcej, znacznie więcej przytrzymywał niż zadawał ciosów, a wnosząc ponad 116 kilogramów na ring, był już w szóstej rundzie bardzo zmęczony.
Powietkin zdawał sobie sprawę z dwóch rzeczy – wiedział, że nie chodzi tylko o mniej znaczące pasy WBA/WBO, ale o miliony i prawdziwe tytuły Anthony Joshuy. Po kilku rundach na pewno także to, że nie musi się za bardzo wysilać, żeby wygrać. Nie wiem, czy trener Ivan Kirpa szepnał mu po wizycie w szatni Riabinskiego, może by walczył z większą asekuracją, ale dokładnie tak do wyglądało. Było mało agresywnych lewych prostych, klasycznych dla niego zrywów kończonych serią uderzeń, też było znacznie mniej niż zwykle. „Chodziło mi to, by kontrolować, to co dzieje się w ringu i to na pewno mi się udało. W ostatnich dwóch rundach chciałem zadać to decydujące uderzenie cios, ale czegoś zabrakło. Trudno walczy się z kimś, kto nie zadaje ciosów” – powiedział po walce Powietkin.
To prawda, trudno, ale jak jest naprawdę z formą Powietkina, przekonamy się, kiedy Hammera zamienimy na kogoś, kto ma naprawdę młotek w ręce. „Mój pierwszy trener zawsze mi powtarzał – boks jest prosty: trzymaj wysoko ręcę, nisko głowę. I bij częściej niż rywal” – takie przesłanie, emitowanym na telebinach, w monologu Rosjanina zupełnie wystarczyło w mroźnym Jekaterynburgu na Christiana Hammera. Ale na pewno nie wystarczy na Joshuę.
Komentarze