Gmitruk: Gdzie są pięściarze? Słyszymy głównie o promotorach...
Na pierwszym planie zawsze powinni być pięściarze, a promotorzy powinni nauczyć się dyskutować. Wzajemne utrudnianie sobie działań na pewno nie poprawi aktualnej sytuacji, a straci na tym tylko polski boks – mówi Andrzej Gmitruk w rozmowie z Polsatsport.pl.
Maciej Turski: W ostatnim czasie sporo mówił Pan o ograniczeniu swojej działalności pięściarskiej. Przed galą w Częstochowie, która odbyła się 18 listopada (red. z walką wieczoru Tomasz Adamek vs Fred Kassi), pojawiły się doniesienia o nawiązaniu ścisłej współpracy z osobą Mateusza Borka i jego grupą MB Promotions. Niedawno jednak dostaliśmy informację o współorganizacji przez AG Promotion (red. grupa Andrzeja Gmitruka) wydarzenia w Zgorzelcu. Jak wygląda aktualnie Pana pozycja w boksie zawodowym?
Andrzej Gmitruk: Przez ostatnie dwa lata miałem naprawdę trudny czas w życiu prywatnym. Choroba żony ograniczyła znacznie moje możliwości, a w pięściarskie obowiązki zawsze angażowałem się ze wszystkich sił. Sytuacja zmusiła mnie do podjęcia określonych decyzji. Nigdy nie powiedziałem, że rezygnuję z "promotorki", a jedynie ograniczyłem swoją działalność trenerską. Wycofałem się z prowadzenia m.in. Dariusza Sęka, Michała Syrowatki, Ewy Piątkowskiej czy Łukasza Wierzbickiego. Nie mogłem przebywać w pełnym wymiarze czasowym na sali, bo więcej czasu spędzałem w szpitalu niż na sali. Nie byłem gotowy również mentalnie na takie wyzwania. Rezygnując z prowadzenia poszczególnych pięściarzy miałem w głowie przede wszystkim ich rozwój sportowy.
A co z grupą AG Promotion i organizacją wydarzeń pięściarskich?
W międzyczasie nawiązałem współpracę z Mariuszem Grabowskim i kontynuujemy ją cały czas. Ostatnia gala w Częstochowie, również organizowana przez Mateusza Borka i MB Promotion, pokazała dobitnie, jakie możliwości nadal drzemią w polskim boskie. I warto zwrócić uwagę nie tylko na poziom sportowy, ale również na aspekt organizacyjny. To wszystko przekuło się później w ogromne zainteresowanie ze strony kibiców, którzy licznie zgromadzili się na hali w Częstochowie.
Nie zaprzestał Pan jednak w pełni działalności szkoleniowej. Rozpoczął Pan współpracę z Arturem Szpilką, a cały czas pod Pana skrzydłami trenuje również Mateusz Masternak.
Tak, i skupiam się tylko na wspomnianej dwójce. Mateusza jest na sparingach u Oleksandra Usyka w Kijowie, a Artur trenuje ze mną w Warszawie. Cały czas w życiu prywatnym mam pewne ograniczenia i niekiedy nie mogę pozwolić sobie na dłuższy wyjazd przed walkami swoich podopiecznych.
Miał Pan wpływ na decyzję Artura Szpilki o pozostaniu w zawodowym boksie? Było już bardzo blisko, aby już w 2018 roku spróbował swoich sił w MMA.
Sporo informacji wypływało od samego Artura, a niepewności wynikały również z przebiegu rehabilitacji jego lewej ręki. Ostateczna decyzja zawsze leży po jego stronie, ale ja cały czas wierzę w Artura. Trenuje nam się naprawdę doskonale, a Artur jest niezwykle sumiennym zawodnikiem. Wchodzi na salę i wszyscy dostajemy zastrzyk pozytywnej energii. Czy wystąpi w przyszłości w KSW? Taką decyzję może podjąć tylko on sam i nie można tego wykluczyć.
W jakiej dyspozycji Artur znajduje się aktualnie? Chodzi również o sferę mentalną. Ma na swoim koncie dwie porażki, a szczególnie bolesna była przegrana z Adamem Kownackim. Pojedynki o wielką stawkę znacznie się oddaliły...
Wcale nie skreślałbym Artura, a do najwyższego poziomie nie jest tak daleko jak wszystkim się wydaje. Musimy poczekać na zakończenie rehabilitacji lewej ręki, bo to niezwykle istotny element jego boksu? Na razie skupiamy się nad pewnymi aspektami technicznymi, ale już mogę powiedzieć, że jestem pozytywnie zaskoczony przygotowaniem motorycznym i dynamiką Artura. Musimy otrzymać odpowiedzi na trzy pytania: Gdzie? Kiedy? Z kim? Wtedy będzie mądrzejsi i będziemy wiedzieć, co dalej z tym robić. W przyszłym tygodniu postaramy się wejść do ringu i wprowadzić bardziej zaawansowane rozwiązania procesu treningowego.
A co z Mateuszem Masternakiem? Miał wystąpić na gali World Boxing Super Series w Rydze i skrzyżować rękawice z Olanrewaju Durodolą, a został bez walki.
Nie dramatyzowałbym w tej sytuacji. Moim skromnym zdanie w turnieju WBSS wygra Oleksand Usyk, który następnie przejdzie do kategorii ciężkiej i zwakuje wszystkie pasy. Szans na zdobycie tytułu mistrzowskiego będzie sporo i Mateusz taką również otrzyma. Mamy kilka ciekawych propozycji, a na przełomie marca i kwietnia wszystko powinno być już przejrzyste.
Zajmuje się Pan przyszłością Mateusza Masternaka, ale swojego czasu zaangażowany był Pan również w promocję innych pięściarzy. Mowa m.in. o Michale Syrowatce czy Michale Cieślaku, który niedawno powrócił do ringu po zawieszeniu, a w ostatnich dniach rozpoczął współpracę z trenerem od przygotowania fizycznego Jakubem Chyckim.
W 2015 roku jako jedna z trzech stron podpisałem kontrakt z Michałem Cieślakiem. Pozostałe dwie strony stanowiły firma Rat-Sort oraz na prośbę ludzi związanych ze sportem do tego projektu dołączył Tomasz Babiloński. Michał pojawiał się na sali w Warszawie, a ja zajmowałem się jego szkoleniem. Wspólnie organizowaliśmy obozy, sparingi i walki.
Czyli wszystko było w należytym porządku, ale musi być jakiś haczyk...
Później nastąpił pewien konflikt interesów. Tomasz Babiloński we współpracy z grupą Sferis KnockOut Promotions zaczął odpowiadać za organizację pojedynków Cieślaka i uznano, że nie mam nic do powiedzenia. W kontrakcie był zapis, który mówił, że jestem zobowiązany do udziału w procesie szkoleniowym oraz odpowiedzialny za organizowanie występów Michała. Otrzymałem informację, że kalendarz występów jest już ustalony, a wszystko odbyło się bez konsultacji ze mną. Dostałem także wiadomość, że otrzymałem wypowiedzenie umowy promotorskiej i dalej nie będę odpowiadał za jego rozwój. W międzyczasie Michał, najprawdopodobniej nieświadomie, podpisał kontrakt promotorski z Leonem Margulesem współpracującym z grupą Sferis KnockOut Promotions. W mojej opinii ta umowa jest nieważna, a pod kątem prawnym cały czas mam ważny kontrakt z Cieślakiem. Nie można całego rynku pięściarskiego w naszym kraju podporządkowywać i uzależniać od jednej grupy, ale to jest moje prywatne zdanie.
Michał Cieślak informował, że do końca roku jeszcze pozostaje pięściarzem Tomasza Babilońskiego, a później będzie informował o dalszych decyzjach. Wiemy, że rozpoczął badania z Jakubem Chyckim, który znany jest przede wszystkim ze współpracy z Tomaszem Adamkiem...
Ze względu na trudną sytuację osobistą poprosiłem Mateusza Borka, aby reprezentował w moim imieniu stronę w rozmowach co do przyszłości Michała. Cieszę się, że udało się zorganizować badania diagnostyczne z Jakubem Chyckim dzięki Mateuszowi Borkowi. To bardzo dobry sygnał... i może w końcu ktoś potraktuje tego pięściarza na poważnie, bo ma naprawdę duży potencjał.
Nie było w kontraktach promotorskich zapisu o dacie, która zamykałaby wiążącą umowę z Michałem Cieślakiem?
Nie, i dlatego twierdzę, że cały czas obowiązuje umowa z 2015 roku. Sytuację nieco skomplikowała wpadka dopingowa Michała. Miał wyjechać do Stanów Zjednoczonych, ale ostatecznie ze względów formalnych nie miało to najmniejszego sensu. Wydaje mi się, że na ten moment dyskusja o kontrakcie Michała jest w tym momencie bezcelowa, a wszystko trzeba wyjaśnić na sądowej ścieżce. W innym wypadku to będzie ciągnęło się przez lata i wszyscy zakończymy swoje kariery.
Sporo czasu poświęciliśmy na Michała Cieślaka, a co z jego imiennikiem - Syrowatką? Tu sprawa też jest tak skomplikowana?
Swojego czasu, po 17 walkach Michała, w wyniku sugestii menadżera Dariusza Wojtkowskiego podpisaliśmy kontrakt promotorski z grupą Sferis KnockOut Promotions. Mieliśmy po 50 % udziałów. Nigdy oficjalnie nie zrezygnowałem z Syrowatki, a w organizacji ostatnich pojedynków nie brałem po prostu udziału. Nie mam pretensji o kwestie finansowe, ale tylko o brak otwartego dialogu. W przypadku dwóch wspomnianych zawodników zdecydowanie tego zabrakło. Musimy mówić o tych problemach głośno, bo nie można pozwolić na monopolizację rynku pięściarskiego w naszym kraju. To po prostu nie wróży nic dobrego.
Nie sądzi Pan, że w ostatnim czasie przez brak odpowiedniej komunikacji i niesnaski między promotorami cierpią zawodnicy? Coraz głośniej i częściej mówią o swoich frustracjach, a niektórzy chcą zmieniać dyscypliny sportu...
Zostaliśmy wyprzedzeni, jako pięściarstwo, przez różne sporty walki. Boks zawodowy w ostatnim czasie znalazł się na zakręcie, a może nawet blisko dna. Mamy pięściarzy, którzy mogą jeszcze wiele zdziałać, ale często na pierwszym planie wcale nie jest stawiany rozwój pięściarza. Artur Szpilka czy Mateusz Masternak mówią o MMA, a przecież nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa w boksie i stać ich na wiele. Można też mówić o Krzysztofie Głowackim, który w swojej kategorii wagowej jest czołowym pięściarzem, a nie wiadomo jaka przyszłość przed nim. Brakuje pomysłu na dalszą karierę poszczególnych sylwetek.
Jest jakaś nadzieja?
Oczywiście i nie ma co załamywać rąk. Mamy kilku pięściarzy, którzy nadal mogą osiągnąć sukces na światowych ringach, jest Krzysztof Głowacki, Mateusz Masternak, Artur Szpilka, Adam Kownacki czy Maciej Sulęcki. Niewątpliwie brakuje nieco świeżej krwi i również trenerów, którzy wzięliby pod opiekę młodych adeptów. Nie możemy jeszcze mówić o wielkim kryzysie, ale nie jest też zbyt dobrze. Trzeba spojrzeć na sprawę surowym okiem.
W takim wypadku projekt odbudowy boksu olimpijskiego może okazać się zbawienny.
Całe szczęście, również Dyrektor ds. Sportu Telewizji Polsat Marian Kmita odpowiednio rozumie mechanizmy występujące w tym sporcie i przy współpracy z Ministerstwem Sportu i Turystyki planuje wziąć pod opiekę naszą młodzież. Program rozwoju sportu olimpijskiego może przynieść same korzyści, a praca u podstaw może dać wymierne efekty już w niedalekiej przyszłości. Na pierwszym planie zawsze powinni być pięściarze, a promotorzy powinni nauczyć się dyskutować. Wzajemne utrudnianie sobie działań na pewno nie poprawi aktualnej sytuacji.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze