Pjongczang 2018: Czekając na cuda
Cztery lata temu w Soczi przeżyliśmy wyjątkowe igrzyska – Polska wyprawa wróciła do kraju z czterema złotymi krążkami, a w sumie wywalczyła aż sześć medali, wyrównując rekord z Vancouver. W Pjongczangu ciężko będzie o zbliżenie się do tych historycznych osiągnięć. Cała nadzieja więc w niespodziankach.
Łącznie w ostatnich dwóch igrzyskach Polacy wywalczyli 12 z 20 medali i pięć z sześciu złotych! To był wyjątkowy czas polskiego sportu, w którym narodziły się i w pełni rozbłysły gwiazdy Adama Małysza, Justyny Kowalczyk, Kamila Stocha, czy Zbigniewa Bródki. Trzeba powoli szykować się, że oprócz skoczków ciężko będzie o nawiązanie do wyników z 2010 i 2014 roku.
Fruwające Orły
Jedynymi pewniakami są więc nasi skoczkowie. A w zasadzie głównie jeden z nich, Kamil Stoch. Cztery lata temu dwukrotnie sięgnął po złoto i tym razem także jest chyba faworytem numer jeden. Niedawny triumf w Turnieju Czterech Skoczni i medal mistrzostw świata w lotach pozwalają wierzyć, że biało-czerwony skoczek sięgnie po przynajmniej jeden krążek. Optymistycznie możemy liczyć nawet na 3-4 krążki, wszak nasza drużyna to mistrzowie świata z Lahti. Pamiętajmy jednak, że w skokach czasami rządzi wiatr, czy w ogóle pogoda, a czasami nieco szczęścia. Czy fortuna będzie z naszymi?
Żelazna Dama
I to by było na tyle z pozytywów. Start Justyny Kowalczyk można określić mianem niewiadomej. Nasza najbardziej utytułowana gwiazda sportów zimowych (ma już 5 medali z poprzednich igrzysk, w tym dwa złota), tym razem nie będzie należała do faworytek. Realnie rzecz biorąc można liczyć na Kowalczyk w dwóch startach – na 30 kilometrów techniką klasyczną i wcześniej w sprincie indywidualnym także techniką klasyczną. 19 stycznia pani Justyna skończy jednak 35 lat i wygląda na to, że w Korei Południowej postara się zamknąć piękną karierę. A że charakter ma wyjątkowy, uwaga na cuda!
Stępione łyżwy
W Soczi medale zdobywali także nasi łyżwiarze szybcy. Tym razem ich reprezentacja będzie jeszcze liczniejsza, ale niekoniecznie mocniejsza. Zbigniew Bródka przez cztery lata zatracił kompletnie formę, a i sił mu już nie przybyło. Drużyna panów w ogóle nie awansowała na igrzyska. Tradycyjnie więc najważniejszym dniem będzie start drużyny pań. Katarzyna Bachleda-Curuś i Luiza Złotkowska mają już brąz z Vancouver oraz srebro z Soczi, a Natalia Czerwonka wywalczyła ten drugi krążek. Teraz wszystkie trzy wojowniczki powalczą o jeszcze jeden, ostatni w tym składzie medal.
Poza nimi indywidualnie należy pamiętać o Czerwonce na 1000 metrów, Bachledzie-Curuś na 1500, Arturze Wasiu na 500 metrów i Konradzie Niedźwiedzkim w mass starcie. To chyba realnie biorąc nasze najmocniejsze karty. Na krótkim torze nadzieje wiązałbym ze startem Natalii Maliszewskiej. Z tych łącznie sześciu okazji choć jeden krążek będzie wielką niespodzianką i bardzo ważną kartą w walce o pieniądze na kolejne lata dla polskich panczenów.
Dają nam tylko jeden
Kto jeszcze? Jak zwykle najgłośniej mówi się o naszych biathlonistkach. Największe szanse ma Weronika Nowakowska, ale być może o sensację pokuszą się nasze panie w sztafecie 4 x 6 kilometrów.
W szacunkach różnych zagranicznych portali internetowych Polska typowana jest do jednego lub dwóch medali. I to tylko Stocha. Obyśmy więc otrzymali jakiś dodatkowy prezent, a już będzie można mówić o udanych igrzyskach biało-czerwonych.
Komentarze