Kmita: MMA idzie do wojska
W czasie kiedy chwalenie Kamila Stocha stało się już nudne, a na pochwały dla polskich piłkarzy - mam nadzieję - przyjdzie jeszcze czas, postanowiłem przyjrzeć się naszemu MMA. I to nie tylko z powodu niedawnego, efektownego sukcesu Jana Błachowicza na londyńskiej gali UFC, ale tak ogólnie chciałem zbadać polski fenomen mieszanych sztuk walki.
Nie jest specjalną tajemnicą, że już dawno wyprzedziły one tradycyjne, do niedawna olimpijsko - medalodajne dyscypliny z boksem, zapasami i judo na czele. Co ciekawe, MMA jest w Polsce zwane powszechnie jako KSW. I nie ma się co dziwić, wszak od kilkunastu lat ten szyld jest marką wymuskaną, pieczołowicie pielęgnowaną przez właścicieli i poważnie docenianą za granicą.
Nic zatem dziwnego, że wybierając się na ostatnią gale federacji FEN, zostałem zagadnięty przez sąsiadkę, czy idę na KSW. Odpowiedziałem, że tym razem idę na FEN, a ona – „Dobrze, dobrze, mąż też zaraz wyjeżdża na to KSW.” Trochę zabawne, ale prawdziwe. Dla większości polskich kibiców – MMA w kraju to dzisiaj znaczy - KSW.
Jednak nowe federacje powstają jak grzyby po deszczu i jest już ich naprawdę sporo i co ciekawe, nie tylko w tzw. przestrzeni cywilnej. Dla przykładu Wojsko Polskie coraz przychylniej patrzy na tę dyscyplinę, odpowiadając z jednej strony sportowym ambicjom żołnierzy, a z drugiej obserwując to, co dzieje się w innych armiach świata. A tam tzw. walka w bliskim kontakcie jest nie tylko domeną wojsk specjalnych, ale elementem podstawowego wyszkolenia przeciętnego żołnierza. W USA, Marines mają nawet regularną ligę MMA, z której wywodzą się często późniejsi zawodowi mistrzowie, przysparzając swoim dowódcom powodów do dumy.
Polskie Wojsko, na szczęście, po kilku latach przyglądania się temu zjawisku ruszyło w pogoń za światowymi trendami. Od wiosny 2015 roku we Wrocławiu odbywają się Mistrzostwa Wojska Polskiego w Walce w Bliskim Kontakcie w dziesięciu kategoriach wagowych. Całością zawiaduje kapitan Maciej Kupryjańczyk, który w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Lądowych zorganizował pierwszą w Wojsku Polskim sekcję w tej nowej dyscyplinie. To on rozruszał wojskowe środowisko i namówił do patronatu słynnego Tomasza Drwala – pierwszego Polaka walczącego w UFC.
Od tamtej pory przybywa w Polskim Wojsku imprez i nowych animatorów kolejnych wydarzeń. Sam Drwal jest w stałym kontakcie z małopolskimi jednostkami Obrony Terytorialnej szkoląc instruktorów nie tylko dla rekrutów, ale i żołnierzy zawodowych. Ci ostatni potrafią dzielić czas na pracę zawodową i sport. Tak jak choćby podporucznik Filip Bątkowski, za którego sprawą 7 kwietnia dojdzie w Łomży do superciekawej drugiej edycji gali Armia Figth Night. Jak widać, tym razem przykład idzie z dołu. Czy jednak aktualne kierownictwo Ministerstwo Obrony Naradowej zdoła to podchwycić i rozwinąć? Oby.
W załączonym materiale wideo zapowiedź nadchodzącej gali Armia Fight Night 2, która odbędzie się 7 kwietnia w Łomży.
Przejdź na Polsatsport.pl