Pindera o walce Whyte - Browne: Nie ma odpornych na ciosy
Często przypominał o tym Jerzy Kulej. Nokaut, którym Dillian Whyte (23-1, 17 KO) pozbawił w szóstej rundzie przytomności Lucasa Browne’a (25-1, 22 KO), jest tego najlepszym potwierdzeniem.
- Nie ma odpornych na ciosy, są tylko źle trafieni - zwykł mawiać Feliks Stamm, legendarny trener polskich pięściarzy. 29-letni Whyte, Jamajczyk z brytyjskim paszportem, po prostu o tym przypomniał.
38-letni Browne uchodził za wyjątkowego twardziela. W dodatku takiego, który potrafi przyłożyć. I choć mieszkaniec Perth nie miał za sobą nawet jednej walki amatorskiej, to na zawodowych ringach do soboty był niepokonany. Z 25 rozegranych pojedynków nie przegrał żadnego, a przed czasem skończył 22.
Whyte w krótkiej karierze amatorskiej (9-0) pokonał samego Anthony’ego Joshuę. Tyle że wtedy chyba nikt nie sądził, że Joshua zajdzie tak daleko. W rewanżu górą był już mistrz olimpijski. Porażka przez nokaut z synem nigeryjskich emigrantów jest jak na razie jedyną w zawodowej karierze Whyte'a (23-1, 17 KO). Jamajczyk wierzy, że jeśli dojdzie do kolejnej walki z Joshuą, to on będzie zwycięzcą. Ale prawdopodobnie wcześniej przyjdzie mu się zmierzyć z Deontayem Wilderem, mistrzem WBC. Whyte nokautując Browne’a obronił należący do niego pas WBC Silver i od takiego pojedynku jest o krok.
Przed sobotnią walką w Londynie nie brakowało głosów, że Browne może mu ten pas odebrać. Przypominano wygraną z Rusłanem Czagajewem dwa lata temu w Groznym, zapominając, że Australijczyka dwukrotnie łapano na dopingu. Whyte też ma trochę za uszami, kiedyś pauzował nawet dłużej, bo dwa lata, ale jest młodszy i na wadze wyglądał znacznie lepiej. 120 kg Browne'a kazało mieć wątpliwości co do jego formy. I niestety te wszystkie obawy znalazły potwierdzenie w ringu. Australijczyk był znacznie wolniejszy, a przy tym otwarty na ciosy skoncentrowanego Whyte'a.
Po pięciu rundach walki rozegranej w sobotni wieczór w 02 Arena w Londynie był już rozbity, a kontuzja lewego łuku brwiowego pogłębiała się z każdym ciosem Anglika, który dochodził celu. W szóstym starciu Whyte trafił czystym lewym sierpowym na szczękę i Browne padł jak rażony piorunem na twarz. Długo leżał bez przytomności. Kto mieczem wojuje, od miecza ginie - w myśl tego przysłowia Australijczyk zginął od własnej broni.
Kiedy już odzyskał przytomność trafił do szpitala, na szczęście nie stwierdzono poważniejszych urazów, może wracać samolotem na Antypody. Ale drzwi do wielkich walk zatrzasnęły się chyba przed nim bezpowrotnie. Nie brakuje głosów, że jest już skończony.
Co innego Whyte. Ma pas WBC Silver i obiecany pojedynek z Wilderem. I już nie może się tej walki doczekać.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze