MŚ 2018: Mecz Brazylii - piłkarskie święto dla kibiców i dziennikarzy
Mecze Brazylii to na każdym mundialu szczególne wydarzenia. Żadna inna drużyna nie wzbudza w piłkarskim świecie tak wielkich emocji i oczekiwań. Podobnie było w środę w Moskwie, przy okazji spotkania "Canarinhos" z Serbami (2:0).
Kiedy uczestniczy się w piłkarskich mistrzostwach świata – jako dziennikarz, kibic lub w innej roli – można odnieść wrażenie, że mecze mundialu dzielą się na dwa rodzaje. Te z udziałem Brazylii i pozostałe.
Niezmiennie od lat na spotkania Brazylijczyków najtrudniej kupić bilety, a dziennikarzom najciężej dostać wejściówki. Mecz "Canarinhos" z Serbią w Moskwie był jedynym w tym mieście, przed którym trzeba było czekać niemal do ostatniej chwili na potwierdzenie otrzymania medialnego biletu. Ci, którzy takiego nie dostali, musieli zapisać się na długą listę oczekujących.
W biurze prasowym obok stadionu Spartaka już pięć godzin przed pierwszym gwizdkiem panował niemiłosierny ścisk. I to mimo faktu, że tego samego dnia rozgrywano w Rosji trzy inne spotkania mundialu.
Bo Brazylia to w futbolu szczególne zjawisko. Prawie wszyscy na świecie grają w piłkę, ale Brazylijczycy potrafią się nią bawić.
I chociaż obecna drużyna nie zachwyca, jak w czasach Pelego, Garrinchy, później Zico, Socratesa czy Falcao, a całkiem niedawno Romario, Bebeto, Ronaldo czy Ronaldinho, to ciągle wzbudza entuzjazm. I wciąż ma swoich wielkich bohaterów, których wielbią kibice. Zmierzający na mecz z Serbami starszy pan pod stadionem Spartaka wprawdzie założył koszulkę z wielkim napisem "Pele", ale na plecach miał worek z podobizną Neymara.
Środa w stolicy była jednym z najcieplejszych dni w ostatnich tygodniach. Żar lał się z nieba, więc kibice dość późno jechali na stadion (bramy otwiera się tradycyjnie trzy godziny przed meczem). Ale już wcześniej można było spotkać tutaj fanów z Brazylii.
"Przyjechaliśmy z południa kraju" – powiedziała Bruna, a stojący obok niej Manu pokazał flagę w białym i czerwonym kolorze z napisem "Internacional". Gdy usłyszeli od polskiego dziennikarza, że w takim razie przybyli zapewne z Porto Alegre, uśmiechnęli się potakująco, wyraźnie zadowoleni, że ich klub i miasto są znane w świecie, po czym zaczęli rozmowę o meczu.
Oczywiście wierzyli w swoją reprezentację, ale – co chyba nie jest takie typowe dla fanów z ich kraju – ostrożnie podchodzili do kwestii wyniku. "Myślimy, że wygramy 2:1. Serbia to groźny i nieobliczalny rywal" – tłumaczyli.
Niespełna dwie godziny przed meczem do niektórych kibiców pod stadionem dotarła informacja, że z turnieju odpadli broniący tytułu Niemcy. Ale nie wszyscy byli szczęśliwi.
"Chciałem meczu z Niemcami w fazie pucharowej i rewanżu za 1:7 w półfinale poprzedniego mundialu u nas w domu. To ciągle boli" – powiedział jeden z brazylijskich fanów.
W środę w przeniesionej na czas turnieju z Zurychu do Moskwy ekspozycji w Muzeum Futbolu FIFA wystawiono do oglądania trofeum za zdobycie mistrzostwa świata. Ale wielu kibiców brazylijskich przyniosło na stadion Spartaka własne "puchary świata" w złotym kolorze i niemal identycznej wielkości. Po golach strzelonych przez Paulinho i Thiago Silvę wymachiwali nimi do góry.
Po zwycięstwie 2:0 nad Serbami podopieczni trenera Tite awansowali do 1/8 finału. To tylko pierwszy etap drogi do celu, ale jedno jest dla nich pewne. Niemców na mundialu już nie ma, więc koszmary z przeszłości nie wrócą.
Kołtonho świętuje! Brasil, Ole, Ole, Ole! Jestem pasjonatem futbolu, ale Oni też mają tę pasję 😂🇧🇷⚽️😇🔥 #WorldCup2018 pic.twitter.com/EcwM96meuZ
— Roman Kołtoń (@KoltonRoman) 27 czerwca 2018
Przejdź na Polsatsport.pl