Były współpracownik Nawałki: Złe przygotowanie? Kilku zawodników, jak Lewandowski, poszło w złą stronę…
Nie mając wglądu w parametry, badania, mogę postawić tezę, że Polacy na mundialu byli… niedotrenowani. Obserwując mecz, są jego krytyczne fragmenty, między 20 a 30 minutą. Wtedy przychodzi pierwszy kryzys, z fizjologicznego punktu widzenia mocno się zakwaszają, mięśnie robią się sztywne. Zawodnicy muszą wtedy zwolnić, by zutylizować kwas. I tak było w naszym przypadku – mówi Ryszard Szul, fizjolog, w przeszłości współpracownik Adama Nawałki.
Szul pracował z Nawałką w Wiśle Kraków. Był też w sztabach Henryka Kasperczaka, Franciszka Smudy i Jerzego Engela. W Legii Warszawa współpracował z Dariuszem Wdowczykiem i Janem Urbanem. Cała rozmowa do wysłuchania w podcaście. Oto jej najważniejsze fragmenty.
O przygotowaniu Polaków do mundialu
Doświadczyłem tego w pracy trenera, że kiedy nasze zespoły wygrywał, świetna była taktyka, nastawienie drużyny. Kiedy przegrywaliśmy, wszystko zawalił trener przygotowania fizycznego. Remigiusz Rzepka, odpowiadający w kadrze za przygotowanie, na pewno nie jest winien słabego wyniku reprezentacji. Zajmujący to stanowisko dają tylko propozycje, końcową decyzję o środkach stosowanych w przygotowaniu podejmuje główny szkoleniowiec. Pracując z Adamem Nawałką zawsze dyskutowaliśmy, rzucałem pomysły, on decydował. Tak było zawsze, może poza Henrykiem Kasperczakiem, który zaufał mi całkowicie i polegał na moich planach. Choć podpierał się przykładami francuskimi, tak jak Jan Urban hiszpańskimi, i konfrontowaliśmy nasze pomysły. Wracając do obecnej kadry, nigdy się tego nie dowiemy, jak było do końca, nikt tego nie wyniesie dziennikarzom. Nie mając wglądu w parametry, badania, mogę postawić tezę, że Polacy byli… niedotrenowani. Wnoszę po wyznaniach naszego sztabu, że markery zmęczeniowe nie dawały powodów do niepokoju. Jest jednak małe „ale”. Markery mówią tylko, czy sportowcy są zmęczeni, ale nic nie mówią o ich przygotowaniu na ekstremalny wysiłek, jakim jest mundial. Obserwując mecz, są jego krytyczne fragmenty, między 20 a 30 minutą. Wtedy przychodzi pierwszy kryzys, z fizjologicznego punktu widzenia mocno się zakwaszają, mięśnie robią się sztywne. Zawodnicy muszą wtedy zwolnić, by zutylizować kwas. I tak było w naszym przypadku. Najpewniej nie byli przygotowani do tak mocnego tempa, jakie narzucili w pierwszych fragmentach meczu.
O stresie, który zabija
Widziałem Polaków bardzo spiętych. Przerobiłem wiele okresów przygotowawczych z Wisłą i Legią. Pamiętam przerwę między rundami, kiedy w ostatnich meczach kontrolnych przed ligą zawodnicy wyglądali fantastycznie w starciach z bardzo mocnymi rywalami. Myślałem wtedy: teraz rozniesiemy wszystkich. Przychodził pierwszy mecz o punkty, widziałem zupełnie innych zawodników. Podających piłkę do boku, do tyłu, bez mocy w podaniach. Piłkarze nie byli pewni. Często z nimi rozmawiałem na ten temat. Pytałem „dlaczego”. Jeden z nich, a był to Paweł Strąk z Wisły, powiedział mi wprost: „Cały czas myślę o tym, co będzie, jak źle podam. Co napiszą dziennikarze, czy kibice będą na mnie gwizdać. Cały czas miał to z tyłu głowy. Większość piłkarzy tak czuje, ma podobne obawy. Nie do końca są pewni tego, co robią, swojego przygotowania, mocy w nogach. Tomek Frankowski opowiadał mi kiedyś po meczu w reprezentacji, że stojąc przed bramką widział piłkę, spojrzał na bramkarza i obrońców, stracił piłkę z oczu, a później źle uderzył. Znany polski psycholog, prof. Jan Blecharz, odpowiedział natychmiast, że zestresowany sportowiec widzi mniej, widzi wąsko. Odnieśmy to do Jana Bednarka, który również mógł w sytuacji stresowej nie dostrzec nadciągającego Senegalczyka, który strzelił nam gola.
O Robercie Lewandowskim
- Z wielką przyjemnością patrzyłem w przeszłości, jak się Robert rusza. Kojarzył mi się z Thierry Henrym, francuskim napastnikiem, superprzygotowanym koordynacyjnie, bardzo miękkim w ruchach, który w ekwilibrystyczny sposób opanowywał piłkę i oddawał strzał. Teraz Lewandowski bardzo się rozbudował, wygląda jak kulturysta, ciężarowiec, jest bardzo mocny, zwiększył muskulaturę, ale stracił przy tym koordynację. To nie jest już pięknie biegający Robert, to jest mocny, ciężki zawodnik, który ma problemy ze zwrotnością, opanowaniem piłki. Weźmy sytuację, w której w meczu z Japonią wyszedł sam na sam z bramkarzem. W normalnych okolicznościach dopracowałby ten strzał do perfekcji, a tak wielki tonus mięśniowy stał się przeszkodą. Popatrzmy, jak teraz biega kapitan reprezentacji. Przedtem robił to na śródstopiu, pięknie układał nogę pod pośladek, piękne „wahadło”, teraz biega na całych stopach z palcami zadartymi ku górze. Jest bardzo spięty. Nie wiem, kto mu doradza, ale poszedł z złą stronę. Przesadził z przygotowaniem siłowym, to zaburzyło jego koordynację, to zaburzyło jego czucie piłki. To też jeden z powodów, dla których tak wypadł kapitan i cały zespół na mundialu.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze