Iwanow: Jeśli w Poznaniu chcą tytułów, trzeba odkręcić kurek
Lech Poznań zaczyna walkę o Ligę Europy i na razie – niestety – nie ma zbyt wielu przesłanek, by wierzyć w to, że będzie to misja udana. Eksperyment z zagranicznym trenerem z niezłym jak na nasze realia nazwiskiem Nenada Bjelicy egzaminu nie zdał.
Chociaż będąc szczerym, „Kolejorz” rok temu odpadł w trzeciej rundzie eliminacji z Utrechtem nie przegrywając meczu i po indywidualnym błędzie Wołodymyra Kostewycza. A rewanż przy Bułgarskiej był jednym z najlepszych „wykonów” tej drużyny w 2017 roku. Co z tego, skoro rezultat był niekorzystny, a krótko po tym drużyna w kiepskim stylu pożegnała się z Pucharem Polski (0-3 z Pogonią w Szczecinie)? Liderowanie po rundzie zasadniczej Ekstraklasy przypudrowało tylko mankamenty zespołu chorwackiego trenera.
Większość jego transferów okazała się klapą. Niklas Barkroth, Mario Situm czy Emir Dilaver to nie są ludzie, o których za parę lat będzie się tu pamiętać. Teraz najważniejszy – na razie – zakup, znów dotyczy piłkarza zagranicznego. Portugalczyka Pedro Tiby nie widziałem na oczy więc nie będę go oceniał. Jeszcze. Rekordowy transfer w wysokości miliona euro brzmi jednak dość dziwnie. W końcu mamy do czynienia z piłkarzem, który ma już 30 lat. Znamy co prawda jego rodaka, który jest nawet kilka lat starszy, a Juventus podpisał z nim kontrakt na cztery lata, ale były zawodnik Chaves ma już raczej „z górki”. Zarobić na nim pewnie się już nie da. Pytanie czy ktoś taki będzie w stanie wznieść Lecha na wyższy poziom? I czy nie jest to zakup w formie zabezpieczenia, gdyby ktoś w końcu złożył konkretną i satysfakcjonującą ofertę na Darko Jevtića.
Dla mnie dość niezrozumiałym było pozbywanie się Radosława Majewskiego, który być może nie miał równego sezonu pełnego samych udanych meczów, ale w tych, które go widziałem, tworząc środek pola wraz Łukaszem Trałką i Maciejem Gajosem cała ta trójka pomocników na tle zespołu zdecydowanie się wyróżniała. Teraz została rozbita.
Chwała Lechowi, że próbował ściągnąć do siebie Carlitosa z Wisły Kraków czy Damiana Kądziora z Górnika Zabrze. Wiadomo jednak, że w przypadku takich „kąsków” liczą się cena i pensja. Niestety, jeśli w Poznaniu chcą tytułów, trzeba odkręcić kurek i mocniej zainwestować. Albo dać jasny sygnał kibicom i mediom: Budujemy zespół oparty na naszych wychowankach, wzmocniony doświadczonymi piłkarzami zarówno z kraju i zagranicy. Na Lecha z czasów Roberta Lewandowskiego, Artjoma Rudnevsa, Manuela Arboledy czy Semira Stilića będziecie musieli jeszcze poczekać. Wszyscy dostaną jasny sygnał, że w tym sezonie, a może i w kilku najbliższych gablota nie powiększy o kolejne trofea. Lepsza jest miła niespodzianka niż następna fala rozczarowań.
Komentarze