Brzęczek selekcjonerem, czyli uratowaliśmy parę milionów euro
Nestor wśród polskich trenerów Antoni Piechniczek, który dwa razy prowadził kadrę na mundialu, a w 1982 roku sięgnął z nią po medal w Hiszpanii, kilka dni temu wręcz apelował do swojego byłego podopiecznego Zbigniewa Bońka, aby ten postawił na rodaka. Ewentualne zatrudnienie obcokrajowca nazwał wprost: „będzie to nieuzasadniona próba wyprowadzenia kilku milionów euro z polskiej piłki”. Trudno się nie zgodzić.
To nie jest demagogia, te miliony można przeznaczyć na szkolenie, wsparcie akademii, klubów, setki innych rzeczy.
Co do słuszności wyboru akurat tego ligowego trenera można dyskutować, ale wydaje się, że Boniek dobrze zrobił stawiając na Polaka. To generalnie dla polskiej piłki znacznie lepsze rozwiązanie niż wybór jakiegoś podrzędnego Włocha, Słoweńca czy Chorwata, a o takich się mówiło. Na lepszych PZPN nie było stać, a nawet jeśli by było? To czy byłby sens wydawania powiedzmy 6 mln euro na dwuletni kontrakt dla trenera z jakimś znanym nazwiskiem? Bo takie pieniądze trzeba by było zapewnić fachowcowi z tej wyższej półki. Gwarancji, że będzie prowadził kadrę przynajmniej z takimi wynikami jak poprzednik nie dawałby oczywiście ten ktoś super, żadnej.
Nie bez znaczenia był też z pewnością fakt, że władze PZPN łatwiej będą w stanie zapanować nad polskim trenerem, który został wyniesiony na stanowisko nieco ponad stan i musi mieć tego świadomość niż nad pewnym siebie obcokrajowcem z nazwiskiem, który za gruby szmal przyjechałby tu w roli mentora, aby wyprowadzać nas z drewnianych chatek.
Tym, którzy zżymają się na marne na razie osiągnięcia Brzęczka w roli trenera, zawsze można odpowiedzieć pytaniem: a kto ma zdecydowanie lepsze? Polska piłka klubowa nie liczy się w Europie, to też trudno o trenera, który miałby tego typu sukcesy. Zresztą Adam Nawałka, który mimo klęski na mundialu, stał się dzięki pracy z reprezentacją szkoleniowcem niezwykle docenianym, też nie miał. Też został wzięty z drużyny, która nie była nawet na podium w ekstraklasie, ale widać było, że Górnik pod jego wodzą prezentuje ciekawy futbol. Widać było u niego ten sam błysk w oku, który dostrzega teraz podobno u Brzęczka Zbigniew Boniek.
Pewnie, że najlepiej by było, żeby nominacja na trenera najważniejszej drużyny w Polsce była jakimś zwieńczeniem wielkiej kariery, albo pojawiałaby się w samym jej szczycie. Powiedzmy zaraz po trzech mistrzostwach Polski z rzędu, jednym w Lidze Mistrzów i ze dwóch w Lidze Europy. Ale skoro takich kandydatów zabrakło, to trzeba było przestać zwracać uwagę na konkretne wyniki, miejsca w tabeli i awanse, ale baczniej ocenić potencjał, to co trener może osiągnąć, jakim jest człowiekiem, jakie ma relacje z zawodnikami.
Polska ekstraklasa i tak jest zresztą niewymierna. Aby coś w niej wygrać trzeba prowadzić Legię bądź Lecha. A w tych klubach Polaków się nie zatrudnia. Średnia długość pracy trenerów ligowych wynosi ledwie 168 dni. Wywala się ich, po byle porażce. Nikt nie zaryzykuje wprowadzenia jakiegoś planu długofalowego, wykreowania zawodników, poczekania na efekty. Bo to jest samobójstwo. Zaraz trener zostałby za takie fanaberie zwolniony. W polskich klubach tak naprawdę żaden trener nie ma takiego komfortu jak w kadrze, z całym profesjonalnym zapleczem, sztabem i prezesem, który cię wspiera. No i mając do dyspozycji najlepszych polskich piłkarzy. To dopiero tutaj przekonaliśmy się ile wart był Nawałka.
I dopiero teraz dowiemy się czegoś konkretnego o trenerze Jerzym Brzęczku.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze