Syn Jacka Gmocha: Z Grecji dochodzą do nas bardzo smutne wieści
Co najmniej 74 osoby poniosły śmierć w pożarach, które od poniedziałku trawią regiony na wschód od Aten - poinformowały we wtorek greckie służby ratunkowe. Rannych jest co najmniej 187 osób, w tym 23 dzieci. O fatalnej sytuacji opowiedział syn Jacka Gmocha, Paweł. Rodzina Gmochów związana jest z tym krajem od wielu lat.
W związku z tragedią premier Grecji Aleksis Cipras ogłosił trzydniową żałobę narodową. Służby ratunkowe ostrzegają, że bilans ofiar najpewniej będzie rósł. Większość to ludzie, którzy z powodu pożarów zostali uwięzieni w swoich domach lub samochodach; pozostali utonęli w morzu, uciekając przed płomieniami.
Ponad 700 osób, które chroniąc się przed żywiołem, utknęły na plażach i skalistych odcinkach wybrzeża, zostało uratowanych przez rybaków, grecką straż przybrzeżną i zwykłych urlopowiczów na pontonach. Jak podkreślają greckie służby ratunkowe, nie wiadomo jednak ile osób wciąż jest zaginionych.
O tragicznej sytuacji opowiedział Paweł Gmoch, który w Grecji mieszka od blisko 40 lat. Syn byłego selekcjonera reprezentacji Polski powiedział: "Ludziom popaliły się domy, popaliły się samochody, pożar przyszedł od góry. Chronienia szukali w morzu, cała noc trwała akcja, gdzie łodziami szukano uciekających. Liczba ofiar będzie niestety rosła. Ja niestety mam do tego osobisty stosunek, bowiem dom moich teściów znajduje się w polu rażenia. Nikogo na szczęście tam nie było, ale część się spaliła".
Legendarny trener prowadził wiele greckich zespołów w latach 1979-2010, między innymi Panathinaikos, Olympiakos i AEK Ateny.
Rozmowa telefoniczna z Pawłem Gmochem w załączonym materiale wideo.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze