Lekkoatletyczne ME. Lisek: Staram się zmieniać siebie
Piotr Lisek, od środy rekordzista Polski w skoku o tyczce także na powietrzu (5,94 w Wittenberdze), jest spokojny o formę podczas mistrzostw Europy w Berlinie (6-12 sierpnia). - Staram się zmieniać siebie, a nie sprzętem dochodzić do wysokości - powiedział.
- Bardzo dobrze czuję się z tym rekordem. Na wielu portalach społecznościowych napisano, że jest on nieoficjalny, bo do mnie należy najlepszy wynik w historii w Polsce - 6 metrów pod dachem. Według starych reguł - moje są jednak rekordy na hali i na powietrzu. Lepiej mi z tym - podkreślił wyraźnie zadowolony wicemistrz świata z Londynu.
Dodał, że wraz z kolegami-tyczkarzami rozpuścił dziennikarzy i kibiców, bo wyniki 5,80 są jego zdaniem nadal światowe.
- Wszyscy czekają na same sześciometrowe próby. Ja rzadko schodziłem poniżej poziomu 5,80, więc byłem zadowolony z tego sezonu. Troszeczkę mi się przykro robiło, że nie wierzycie we mnie tak, jak mi się wcześniej wydawało. Celowałem z formą na ME i ona na 110 procent jest. Dobra dyspozycja nie zniknie przez kilka dni. Trzeba będzie ją wykorzystać, ale kandydatów do medali jest przynajmniej dwa razy więcej niż miejsc na podium. W Berlinie wiatr potrafi płatać figle tyczkarzom. Zobaczymy na miejscu, jak będzie w tym roku. Wczoraj jednak też w Wittenberdze nie miałem oszałamiających warunków, ale normalne i udało się ustanowić rekord kraju. Wyżej nie próbowałem skakać, żeby nie kończyć konkursu trzema zrzutkami, bo u nas zazwyczaj tak jest. Tym razem postanowiłem zakończyć zawody udaną próbą - przyznał Lisek.
Trenujący z Marcinem Szczepańskim zawodnik może się teraz poszczycić rekordem Polski na powietrzu i w hali. Tuż za nim na liście wszech czasów jest Paweł Wojciechowski, który w 2017 roku uzyskał 5,93. W tym roku w Europie od Liska wyżej - o centymetr - skakał tylko Francuz Renaud Lavillenie.
- Walka w Berlinie będzie bardzo zacięta, a nasza konkurencja zapowiada się jako jedna z ciekawszych do oglądania. Decydująca będzie dyspozycja dnia. Zachęcam wszystkich kibiców do przyjechania do Niemiec. To "rzut beretem" od naszej granicy, a wsparcie publiczności może nam bardzo pomóc. Na chłodno podchodzę do tego wszystkiego. Nie świętowałem po rekordzie kraju. Wiem, co mam do zrobienia. Teraz pewnie wzrośnie presja, bo udało się zrobić taki wynik przed samymi mistrzostwami Europy - ocenił tyczkarz OSOT Szczecin.
Jego zdaniem polski sport stoi lekkoatletyką, przynajmniej w tej chwili. Trening tyczkarski go nie nudzi, bo jest on tak zróżnicowany, że wymaga angażowania wszystkich partii mięśni oraz wielkiej uniwersalności.
- Musimy robić wszystko. Wcielamy elementy treningu z wszystkich konkurencji lekkoatletycznych. Nie nudzimy się w trakcie przygotowań. Bywa śmiesznie, chociaż praca idzie mocno. Jestem zawodnikiem, który dosyć ciężko trenuje. Dlatego tak wyglądał środek sezonu, o który mieliście do mnie delikatny żal - powiedział z przymrużeniem oka.
W skoku o tyczce w biało-czerwonych barwach wystąpią w Berlinie także Wojciechowski (CWZS Zawisza Bydgoszcz SL) - 5,84 w tym sezonie oraz obrońca tytułu sprzed dwóch lat z Amsterdamu Robert Sobera (AZS AWF Wrocław).
Po sezonie halowym 2017 Lisek zmienił dostawcę tyczek, bo poprzednie przysparzały mu sporo kłopotów.
- Już cały poprzedni sezon letni skakałem na nowym sprzęcie. Nie zamierzam go zmieniać. Nie jest tak, że te obecne tyczki nigdy nie pękają. Oczywiście, że tak się zdarza, bo zawsze kiedyś następuje zmęczenie materiału, a przecież przeciążenia w tej konkurencji są ogromne. Nie przywiązuję się jednak do sprzętu aż tak bardzo. Jestem takim typem sportowca, że wystarczy mi dać "kija" i skaczę. Za bardzo się nad tym nie zastanawiam. Staram się zmieniać siebie, a nie sprzętem dochodzić do wielkich wysokości. To my władamy tyczkami - dodał Lisek.
Finał skoku o tyczce mężczyzn zaplanowano na ostatni dzień mistrzostw Europy - 12 sierpnia.
Komentarze