Pindera: "Irlandzki skrzat" sięga po pas
Tak naprawdę walką wieczoru w Belfaście powinien być pojedynek Paddy Barnesa z Cristoferem Rosalesem. Tylko oni bowiem walczyć będą w sobotę o prawdziwy, mistrzowski tytuł, jakim jest pas WBC w wadze muszej.
Carl Frampton, który będzie kończył ciekawą galę na Windsor Park bije się przecież w obronie pasa interim (WBA – waga piórkowa), a Tyson Fury, który zmierzy się z Francesco Pianetą mówi wprost, że jeśli nie pokona w Belfaście Niemca włoskiego pochodzenia, to będzie całował jego stopy.
Trzech znanych Irlandczyków, w tym dwóch z Belfastu (Frampton i Barnes), trzy zupełnie inne osobowości, nie tylko fizycznie, ale też mentalnie. Fury, wiadomo, "Król Cyganów", oryginał jakich mało, olbrzym który porusza się w ringu z lekkością baletnicy reprezentował w czasach amatorskich zarówno Irlandię, jak i Anglię.
Sięgający mu do pasa, urodzony w Belfaście 31-letni Barnes, zwany "Irlandzkim skrzatem" też ma fantazję i talent jakich mało. Gdyby nie ciągłe kłopoty z wagą osiągnąłby na olimpijskich ringach jeszcze więcej. A przecież ma w swojej kolekcji medale igrzysk w Pekinie (2008) i Londynie (2012). W obu przypadkach drogę do finałów zamykał mu legendarny Zhou Shiming, ale w tym drugim, to Chińczyk miał więcej szczęścia, gdy przy remisie 15:15, małymi punktami 45:44 prześlizgnął się do decydującej rozgrywki i ostatecznie raz jeszcze sięgnął po olimpijskie złoto.
Barnes, były listonosz, jest też mistrzem Europy, tytuł ten wywalczył w Moskwie (2010).
To on pozbawił olimpijskiego medalu w Pekinie naszego Łukasza Maszczyka. Polak pokonał go wyraźnie w międzynarodowym meczu z Irlandią i był przekonany, że poradzi sobie również na olimpijskim ringu. Niestety się przeliczył, bo to był już zupełnie inny Barnes. Inna sprawa, że sędziowie patrzyli na niego przychylniej. Wszystkie te sukcesy Irlandczyk odnosił w wadze papierowej.
Barnes (5-0, 1 KO na zawodowym ringu) był też członkiem drużyny Hussars Poland w rozgrywkach WSB (World Series of Boxing), ale nie stoczył w jej barwach żadnej walki, bo miał kłopoty z wagą. Wielka szkoda, bo walczy efektownie i mógł zostać zapamiętany z jak najlepszej strony. Wcześniej, walcząc dla Italia Thunder wygrał wszystkie pojedynki, był gwiazdą zespołu, pokonał między innymi Dawida Jagodzińskiego w Koninie.
A teraz w zaledwie szóstym zawodowym pojedynku porywa się na konfrontację z 23-letnim Rosalesem (27-3, 18 KO), mistrzem WBC wagi muszej. Pięściarz z Nikaragui potrafi boksować na bardzo wysokim poziomie. Bije mocno i potrafi przyjąć równie mocne uderzenie. Jest znacznie młodszy, wyższy, ma zdecydowanie większy zasięg ramion i bez porównania lepszy współczynnik nokautów, co oczywiście jeszcze niczego nie przesądza.
Barnes ma świadomość na co się porywa, ale ma nadzieję, że będzie szybszy od urodzonego w Managui mistrza i odbierze mu pas. - To mój pojedynek z Rosalesem powinien kończyć wieczór na Windsor Park. W moim mieście to ja będę przecież walczył o prestiżowy pas WBC, nie oni. A rywale Tysona (Fury) i Carla (Framptona) są jak kanapki. Połkną je i nie poczują, dla nich to łatwe walki - mówi Barnes i trudno odmówić mu racji.
On przygotował się do starcia z Rosalesem bardzo solidnie. Jak zawsze najciężej walczy z wagą, ale tym razem wziął się za siebie znacznie wcześniej i twierdzi, że ten pojedynek już wygrał. A co do Rosalesa, jest optymistą i ma ku temu powody. Solidnego Eliecera Quezadę z Nikaragui, z którym jego rodak "El Latigo" (Bicz) Rosales wygrał niejednogłośnie, on znokautował w szóstej rundzie w swojej ostatniej walce. On, który ponoć nie nokautuje. Warto o tym pamiętać stawiając na Rosalesa.
Transmisja gali w sobotę w Polsacie Sport od godz. 22:30 i Polsacie Sport News od godz. 20:00.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze