Iwanow: Postęp wymaga zwycięstw z mocniejszymi od siebie. Trenczyn udowodnił, że się da

Piłka nożna

Cztery polskie tzw. eksportowe drużyny zakończyły swą europejską przygodę w połowie sierpnia. Nie doszły nawet do ostatniej rundy walki o grupę. Jest więc gorzej niż przed rokiem.

Choć tylko pozornie. Bo co z tego, że wówczas Legia Warszawa zagrała znalazła się na czwartym etapie kwalifikacji skoro „odstrzelił” ją mołdawski Sheriff? Dodajmy, że tego lata był on gorszy od macedońskiej Skendiji z Tetova… Wstyd był taki sam, jak w przypadku nie przebrnięcia przez mistrzów z Luksemburga.

 

Górnik, Lech, Legia i Jagiellonia rozegrały tego lata dwadzieścia meczów w przedbiegach do normalnego pucharowego grania. W ilu spotkaniach zwyciężyły? Legia trzykrotnie poradziła sobie z Cork City i to wszystko. Lech – zaledwie raz pokonał Gandżasar Kapan z Armenii i dopiero po dogrywce wyeliminował Białorusinów z Soligorska. Górnik – zwyciężył raz – mołdawską Zarię, po golu w 87. minucie.

 

Jagiellonia – też raz – ale za to jako jedyna dość solidnego przeciwnika, portugalskie Rio Ave. Choć będąc absolutnie sprawiedliwym, ten zespół – jak mówi młodzież – też swoją klasą pewnej części ciała nie urywa. Wychodzi więc na to, że na dwadzieścia spotkań wygrać udało się tylko siedem. Z naciskiem na udało, bo większość tych wiktorii i tak rodziła się w bólach.

 

Chcąc osiągać postęp i sukces w sporcie, nie tylko w futbolu, trzeba od czasu do czasu pokonać lepszego od siebie. My na razie często mamy problem, by wygrać ze słabszym. Nie możemy ciągle zasłaniać się tym, że w Belgii mają dużo wyższe budżety, a przez to lepszych piłkarzy. Oraz szerzej i skuteczniej funkcjonujący skauting.

 

Gandawa potrafiła znaleźć w Kanadzie osiemnastoletniego Jonathana Davida. Ten chłopak za każdym razem, kiedy wejdzie na boisko strzela gola. Średnio co dziesięć minut. My musimy liczyć, że w ogóle ktoś trafi w światło bramki.

 

Gramy Gytkjaerem, Angulo, Carlitosem czy Bezjakiem. Na żadnym z nich już nie zarobimy. Jesieni w pucharach też nam nie dają. Trzeba więc zadać sobie pytanie, czy warto w nich inwestować?

 

KRC Genk wydało na 21-letniego Jakuba Piotrowskiego 2 mln euro i ten utalentowany chłopak na razie głównie się przygląda jak wygląda poważniejsza piłka. My „podniecamy” się, że Lech wydał 2,5 mln euro za … dwóch Portugalczyków – Pedro Tibę i Joao Amarala.

 

Wznieśli „Kolejorza” na wyższy ponad-ekstraklasowy poziom? Nie sztuką jest bowiem pokonać 4-0 beniaminka z Sosnowca. Tego można spróbować zrobić nawet sięgając po dobrze rokujących piłkarzy z poznańskiej Akademii.

 

Jak mamy się rozwijać, nawet przegrywając, to lepiej to robić młodszymi. Ja wiem, że zbyt wielu ich nie ma. Ale po co kupować tych, którzy za granicą odbili się od ściany? By dali nam bolesny start w europejskich eliminacjach?

 

Im niżej będziemy w rankingu, tym wcześniej będziemy spotykać się z bogatszymi. Ale ich też można przecież ograć. Proszę sprawdzić wyniki meczów Trenczyna z Feyenoordem Rotterdam. Tego samego Trenczyna, który wyeliminował Górnika Zabrze. Różnica między nim a słynnym holenderskim klubem jest mniej więcej taka sama, jak między Lechem a Genkiem. Tylko efekt końcowy też się różni. Nikt mi więc nie powie, że „się nie da.”

Bożydar Iwanow, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie