Pindera: Rekordy nie mają znaczenia
Ostatnio głośno o „wyczynie” 32-letniego mistrza WBC wagi słomkowej, Wanhenga Menayothina (51-0, 18 KO) , który pokonał przeciętnego Pedro Tadurana (12-2, 9 KO), bijąc tym samym rekord Floyda Mayweathera Jr (50-0, 27 KO). Tylko, czy to ma naprawdę tak wielkie znaczenie?
Osobiście mam wątpliwości. Rekordy mają znaczenie w sportach wymiernych i najlepiej widać to w lekkiej atletyce. Choć i tu można dyskutować. W ciężarach problem jest już większy. Kilkakrotnie zmieniano kategorie, zmieniały się więc rekordy, niektórzy siłacze łapani na dopingu je tracili, inni nie. Ale boks to zupełnie inna dyscyplina. Ray Sugar Robinson poniósł 19 porażek i przez wielu ekspertów uważany jest za najlepszego zawodowego mistrza w historii. I trudno się dziwić, był wielkim czempionem, wygrał 174 pojedynki, w tym 109 przed czasem. Podobnie rzecz się ma z Muhammadem Alim, on też przegrywał, a dla wielu jest największy.
O rekordzie zaczęto mówić, gdy w 1955 roku karierę kończył niepokonany czempion wagi ciężkiej, Rocky Marciano. Rekord robił wrażenie: 49 zwycięstw, 43 nokauty, żadnej porażki, do tego waga ciężka, królewska. W ostatnim pojedynku, na Yankee Stadium w Bronxie znokautował innego mistrza, Archie Moore’a mającego na koncie 149 zwycięstw, 19 porażek i 8 remisów.
Później zaczął się wyścig. Blisko pobicia rekordu był między innymi Dariusz Michalczewski. Gdyby pokonał Julio Cesara Gonzaleza w 2003 roku wyrównałby osiągnięcie Marciano, gdy dołożył jeszcze wygraną z Fabrice’em Tiozzo w 2005 roku, byłby nowym rekordzistą. I nikt by się specjalnie nie zastanawiał, że to nie ta waga. Ale „Tygrys” przegrał oba pojedynki i zakończył karierę.
Mam wątpliwości, czy można mówić o rekordzie Mayweathera Jr. Jego pięćdziesiąte zwycięstwo w starciu z Conorem McGregorem, mistrzem MMA, to był przecież typowo komercyjny występ, rozegrany wprawdzie na zasadach bokserskich, ale Irlandczyk był bez szans. Jeśli już, to z pewnością cenne jest wyrównanie osiągnięcia Marciano – 49 wygranych na zawodowym ringu i tytuły w pięciu różnych kategoriach wagowych. Mayweather Jr nie przegrał od igrzysk w Atlancie (1996). Co do tego, że był jednym z największych mistrzów, nie powinno być wątpliwości.
Teraz z kolei słyszymy o pięściarzu, który nie wychylił nosa z Tajlandii, nabił rekord na przeciętnych rywalach i teraz będzie uchodził za rekordzistę. Owszem jest mistrzem świata najlżejszej kategorii, ma pas WBC od czterech lat, faktycznie wygrał 51 walk i żadnej nie przegrał, ale czy on na takie miano zasługuje? Nie sądzę. A jak balon pęknie i przegra, to oczywiście rekord straci.
Chciałbym przypomnieć, że Meksykanin Julio Cesar Chavez pierwszą porażkę poniósł mając na koncie 89 zwycięstw. Jeśli szukamy rekordów, to on jest rekordzistą, tym bardziej, że bił się z najlepszymi.
Ale tak naprawdę nie ma sensu ich szukać. Po latach będziemy pamiętać tylko o wybitnych bokserach, którzy toczyli wielkie walki. Rekordy są dla statystyków, którzy na boksie znają się średnio.
Komentarze