MŚ siatkarzy: Polacy znów w taksówkach, Argentyna 13 godzin w podróży!
Polscy siatkarze znów musieli jechać na trening taksówkami. To i tak nie jest wielki problem w porównaniu z tym, co spotkało kadrę Argentyny. Po 13 godzinach podróży nasi piątkowi rywale mieli czas na ledwie jeden trening i kolację. Reporter Polsatu Sport Marcin Lepa, który również jest w Warnie, nie oskarża jednak Bułgarów o celowe działania. Ma za to wielkie pretensje do FIVB.
Wpadek organizacyjnych podczas mistrzostw świata siatkarzy cały czas nie ubywa. Ba, ich liczba rośnie. Środa była dniem wolnym od meczów i była przeznaczona na przejazdy ekip do miejsc, gdzie zagrają w drugiej fazie. W polskiej grupie dotyczyło to Serbii, Argentyny i Francji. Naszej reprezentacji nie, bo grupa H, w której teraz będziemy rywalizować, gra w Warnie. Dzięki temu Polacy mogli zaplanować trening.
- Niestety, znów sami musieliśmy ogarnąć sobie transport do hali i z powrotem. Reprezentacja Polski kolejny raz zamawiała więc taksówki, by dostać się na zajęcia. Część zespołu została w hotelu, aby odbyć „trening zapobiegawczy”, czyli taki, podczas którego nie będzie zagrożenia kontuzjami i pozwoli na regenerację - mówi nasz reporter w Warnie Marcin Lepa.
- To nie była wczoraj największa wpadka organizacyjna. Dużo większy problem wywołało spóźnienie samolotu przewożącego część ekip. Serbowie i Argentyńczycy wylądowali dopiero po 19:00 czasu lokalnego. Można zakładać, że o 20:00 zjedli kolację, natomiast o 21:00 dopiero zakwaterowali się w hotelu. Ci drudzy spędzili w podróży trzynaście godzin. To sprawia, że tak naprawdę w tym momencie starczyło im czasu na odprawę taktyczną, wideo i tylko jeden trening w hali meczowej. To daje dużą przewagę naszej reprezentacji, która zdążyła się w niej zaaklimatyzować - ocenia Lepa.
- Słyszałem, że w innych miastach były problemy z hotelami. Podobno w Bolonii bardziej przypominał bursę dla młodzieży. Jedna z hal była przykryta blachą, która mocno się nagrzała, co miało wpływ na temperaturę wewnątrz. Na naszych siatkarzach takie historie nie robią jednak wrażenia, ponieważ jesteśmy skupieni na jednym konkretnym celu. Trzeba też dodać, że Polacy przebywają w dobrych warunkach - uważa Lepa, którego zapytaliśmy, o winowajców tych sytuacji. Czy gospodarzy przerosła organizacja tak dużej imprezy?
- To nie jest tak, że Bułgarzy robią to z premedytacją. Są bardzo otwarci oraz uprzejmi. W trakcie meczu z Polakami na trybunach nie było żadnego problemu. Spiker przed rozpoczęciem spotkania miło przywitał naszych kibiców. Ten sam Valentin Bratojew, który prowokował naszych zawodników i pokazywał środkowy palec, po meczu stwierdził „Panowie, to był tylko mecz”. Braki i problemy być może bardziej wynikają z małego doświadczenia Bułgarów w organizacji takich imprez. Co prawda mieli u siebie finałowy turniej w Lidze Światowej, ale to nie ta sama skala. Nie ma tutaj żadnej premedytacji. Do tego dochodzą być może braki finansowe - uważa Lepa, który dużo większy problem widzi po stronie FIVB.
- Większym skandalem nazwałbym poczynania FIVB, które w trakcie turnieju zmienia regulaminy kwalifikacji. Ponadto regulamin federacji mówi, że w miarę możliwości koszty transportu są pokrywane przez organizatorów. Stąd być może Bułgarzy zostawiają sobie furtkę i minimalizują wydatki na przejazdy poszczególnych reprezentacji, opłacając je tylko wtedy, kiedy jest to konieczne. Wydaje mi się, że problemem jest brak większej koordynacji turnieju ze strony FIVB - kończy Marcin Lepa.
Odjazd naszych siatkarzy taksówkami na trening w załączonym materiale wideo.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze