Pindera: Czy Adamek może wygrać z Millerem?
Walka Tomasza Adamka (53-5, 31 KO) z Jarrellem Millerem (21-0, 18 KO) w Chicago wzbudza coraz większe zainteresowanie. Nic dziwnego, bo w nocy z soboty na niedzielę (czasu polskiego) niespodzianka jest możliwa.
Nie odkryję Ameryki, gdy napiszę, że faworytem jest 30-letni Miller. Jest młodszy, większy, silniejszy i niepokonany. Myśli już o walce z Anthony Joshuą lub Deontayem Wilderem, choć na razie nie pokonał żadnego asa, a po drodze, 15 grudnia chce zdobyć swój pierwszy pas (WBA regular) wygrywając z 45 letnim Fresem Oquendo, który swój ostatni pojedynek, z Rusłanem Czagajewem w Groznym, stoczył cztery lata temu. Owszem, Miller ma argumenty by pokonać Adamka, zadaje mnóstwo uderzeń, wywiera presję od pierwszego gongu, wygląda też na to, że ma dobrą wydolność i wytrzymałość na ciosy, ale jeszcze nie walczył z kimś tak doświadczonym jak „Góral”.
Adamek w grudniu skończy 42 lata, kilka razy był już bliski zakończenia kariery. Pierwszy raz po przegranej z Wiaczesławem Głazkowem w Bethlehem w 2014 roku, drugi kilka miesięcy później, gdy na Polsat Boxing Night przegrał z Arturem Szpilką. Byłem w Gilowicach, kiedy przygotowywał się do tej walki i mogę tylko potwierdzić, że były to chyba najgorsze przygotowania w jego życiu.
Nie wiem, czy wróciłby jeszcze na ring, gdyby nie Mateusz Borek, który wpadł na zbawienny pomysł, by namówić go na kolejną Polsat Boxing Night i zorganizować mu obóz przygotowawczy, jeszcze z Rogerem Bloodworthem.
Amerykański trener zapisał piękną kartę, pracował między innymi z Andrzejem Gołotą, a wcześniej z Evanderem Holyfieldem, ale jego czas powoli się kończył. Już w 2013 roku, po walce Adamka z Eddiem Chambersem mówiłem, że Tomek już lepszy nie będzie, chyba że zmieni trenera. Miałem jednak świadomość, że tego nie zrobi, bo traktował go jak ojca.
W starciu z Przemkiem Saletą był bezpieczny, tym bardziej, że ten przystąpił do walki z kontuzją. Ale kolejny pojedynek z Erikiem Moliną raz jeszcze postawił pod znakiem zapytania bokserską przyszłość Adamka. Nie pomógł kolejny obóz w Łomnicy i ciężka praca dr Jakuba Chyckiego, który dbał o jakość przygotowania fizycznego „Górala”. Adamek prowadził na punkty, ale pod koniec dziesiątej rundy, czysto trafiony przez Molinę padł na deski, a sędzia Leszek Jankowiak przerwał pojedynek. Nie warto już do tego wracać, nie musiał tego robić, choć z formalnego punktu widzenia błędu nie popełnił.
Wtedy (kwiecień 2016 roku) było już prawie pewne, że to koniec, że już nigdy więcej nie zobaczymy Adamka w ringu. Ale Borek nie rezygnował, odczekał kilka miesięcy i zapytał, czy chce raz jeszcze spróbować. Los sprawił, że Roger Bloodworth nie był w stanie z przyczyn zdrowotnych lecieć z Adamkiem do Polski, więc poszukano nowego trenera. I tak pojawił się Gus Curren.
Wygrane z Solomonem Haumono, Fredem Kassim i Joey’em Abellem potwierdziły, że był to dobry wybór. Curren szybko znalazł wspólny język z Adamkiem i dr Chyckim i na efekty nie trzeba było długo czekać. A wygrana przez nokaut z Abellem pokazała, że możliwości „Górala” są większe niż mogliśmy przewidywać jeszcze kilka miesięcy wcześniej.
Teraz jednak czas na najpoważniejszy sprawdzian, walka z „Big Baby” Millerem, ogromnym facetem z Brooklynu z czołówki światowych rankingów, który głośno odgraża się, że Adamka znokautuje, bo mierzy znacznie wyżej, i nie ma czasu, by w drodze na szczyt wagi ciężkiej, nawet na chwilę się zatrzymać. I myślę, że nie żartuje, tylko chyba nie wie z kim przyjdzie mu się zmierzyć w sobotę w Chicago. Jest przekonany, że szybko zdmuchnie Adamka z ringu i pójdzie dalej.
„Wietrzne Miasto” to szczęśliwe miejsce dla wojownika z Gilowic. To przecież tam walcząc ze złamanym nosem z Australijczykiem Paulem Briggsem, zdobył w 2005 roku pas WBC w wadze półciężkiej. Zwycięski rewanż też miał miejsce w Chicago. Teraz jeśli wygra, co wcale nie jest niemożliwe, zajmie miejsce Millera w rankingach. Scenariusz nierealny nawet dla mega optymistów jeszcze po walce z Kassim.
Ale spokojnie, faworytem jest Miller, bukmacherzy którzy znają się na rzeczy, też nie mają wątpliwości, że wygra Amerykanin. Warto tylko sobie uświadomić, że osiem lat temu Chris Arreola też był wysoko w rankingach, też miał wygrać i przegrał. Bo to jest boks.
Transmisja gali "Worlds Collide" w nocy z soboty na niedzielę od godziny 3:00 w Polsacie Sport. Studio od godziny 2:00.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze