Sa Pinto zaraził Legię temperamentem. Nadchodzi czas na dobrą grę?
Legia Warszawa po meczu, w którym było wiele niejednoznacznych sytuacji, pokonała Piasta Gliwice po rzutach karnych. Mecz będzie najbardziej zapamiętany z decyzji sędziego Tomasza Musiała, który nie uznał gola Carlitosa (piłka miała nie przekroczyć linii bramkowej, choć większość kibiców widziała to inaczej) i po konsultacji VAR zmienił decyzję w sprawie rzutu karnego dla Legii po faulu bramkarza Piasta na Michale Kucharczyku.
To oczywiście dowód na niedoskonałość systemu VAR i powód do zastanowienia się czy nie powinno wprowadzić się także technologii „goal line”, która wskazuje czy piłka przekroczyła linię bramkową (pojawia się też ewentualne pytanie kto miałby za nią zapłacić).
Warto dyskutować (komentując mecz z Waldemarem Prusikiem skłanialiśmy się ku tezie, że arbiter jednak się mylił), piłkarze mają prawo mieć poczucie krzywdy. Sędzia mimo wszystko ma powody, aby upierać się przy swoich decyzjach, bo żadna z powtórek nie wykluczyła wątpliwości w stu procentach. Można było jedynie przychylać się którejś z opcji. Zakładając, że rozgrywki nie są skorumpowane, to normalna sprawa. Mecz i związane z nim emocje oraz ewentualne błędy sędziów wpisane są w futbol i żadna technologia do końca tego nie zmieni. Zawsze jeszcze przecież ktoś musi zinterpretować powtórki.
Odnoszę jednak wrażenie, że dyskusja o pracy sędziów przesłania to co tak naprawdę jest istotą meczu. Oto dwa nasze czołowe w tym sezonie zespoły Ekstraklasy miały problem, aby wymienić kilka podań, stworzyć okazje bramkowe. Zawodnicy grali w ślamazarnym tempie, mistrz Polski, który broni też Pucharu Polski, czyli bezwzględnie najlepsza polska drużyna, nie był w stanie niczym zaimponować. I gdzieś uleciały wszystkie komplementy, kierowane wobec ekipy, na której swój stempel miał już postawić nowy trener Ricardo Sa Pinto. A wprowadzenie kilku rezerwowych zawodników nie jest żadnym usprawiedliwieniem.
Za to wszystkie te gesty właściwe po każdej decyzji sędziego, protesty, wymachiwanie rękoma, przekleństwa, skakanie rywalom do gardeł, język ciała wskazujący na pretensje do całego świata, puszenie się trenera i zawodników było takie, jak gdyby to było spotkanie o wyjście z grupy Ligi Mistrzów. W zderzeniu z czysto sportowym poziomem meczu wyglądało to nieco groteskowo.
Z drugiej strony, może to nie jest poza portugalskiego trenera, ale jego autentyczny iberyjski temperament, którym po prostu chce zarazić drużynę. Nikt chyba nie będzie miał pretensji, jeśli Legia zacznie grać jak dobry zespół portugalski ze wszystkimi wadami i zaletami tego stylu. Na razie jednak nie gra.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze