Piękni i młodzi: Michał Góral
W kolejnym odcinku cyklu „Piękni i Młodzi” „Góral”, który przez Łódź i Warszawę trafił do stolicy Warmii i Mazur. Na razie na wypożyczenie z Legii, w której napastników jest pod dostatkiem. Typowa „9”, mierzący 192 cm napastnik bardzo dobrze zaczął swą przygodę ze Stomilem prowadzonym jeszcze przez Kamila Kieresia. Zdobył 3 bramki ale ostatnio ze względu na kontuzję nie miał okazji zagrać dla Piotra Zajączkowskiego, już nowego trenera olsztynian…
Bożydar Iwanow: Nie miałeś obaw przenosząc się do Stomilu?
Michał Góral: Wiedziałem doskonale, że znajdę się w miejscu, w którym pojawiały się i mogą pojawiać jakieś problemy organizacyjne i finansowe. Ważniejsza jednak była wizja wobec mojej osoby przedstawiona przez trenera Kamila Kieresia. Przede wszystkim on mnie chciał i to była znacząca kwestia w dokonaniu takiego wyboru. Miał dobre rozeznanie, widział w mnie kilku meczach, zabiegał o mój angaż i to wywarło na mnie dobre wrażenie. Potrzebowałem regularnej gry na wyższym poziomie rozgrywek i Stomil mi to umożliwiał.
Na Warmię trafiłeś z Warszawy ale wychowałeś się w Łodzi.
Zaczynałem w Widzewie, skąd trafiłem do Szkoły Mistrzostwa Sportowego, w której spędziłem cztery lata. Stąd bezpośrednio trafiłem już do Warszawy. W Łodzi z mojego rocznika zostali m.in. Janek Sobociński, który świetnie radzi sobie w ŁKS-ie i Piotrek Pyrdoł, którego tata jest znanym trenerem. Prowadził nas Józef Robakiewicz. Grałem kadrach młodzieżowych województwa łódzkiego, a te były dość bacznie obserwowane i dzięki temu także ja znajdowałem się pod lupą. W jednym ze spotkań, wygranym przez nas 7:0 strzeliłem 5 goli. Wtedy „temat” Legii się nasilił.
Miałem 16 lat, gdy trafiłem do Warszawy. Zamieszkałem w bursie i byłem szykowany do tworzonej wówczas mocnej drugiej drużyny, która miała powalczyć o drugą ligę. Ale na początku miałem kłopoty. Okazało się, że to jeszcze dla mnie za wysokie progi, pojawiły się kontuzje, często „schodziłem” do zespołu w Centralnej Lidze Juniorów. I w końcu to właśnie w niej „odpaliłem”. Potrzebowałem czasu, dobrego zdrowia, bo umiejętności były cały czas. Zaowocowało to mistrzostwem w CLJ i koroną króla strzelców.
W juniorach gra się jednak inaczej niż w 1 Lidze. Poza tym większość zespołów gra z kontry, ty z racji sposobu gry i warunków fizycznych jesteś raczej zawodnikiem pasującym bardziej do budowania akcji. Kamil Kiereś lubi zespoły tworzące grę. To także był argument?
Trener w Legii Piotr Koberecki mówił mi, że może być mi trudno znaleźć właściwe miejsce na zapleczu Ekstraklasy. Taki klub, który będzie grał „pode mnie”. Chciałem zobaczyć jak będę sobie radził w innym systemie. Nie mogę sobie wybierać klubu o konkretnej charakterystyce. To trener decyduje, czy się nadaje i jaką obieramy strategię. I wcale nie uważam, że mogę się spełniać jedynie w ataku pozycyjnym. Wcale nie jestem taki wolny (śmiech).
Co jest twoim największym atutem?
Gra głową, tyłem do bramki. Dysponuje mocnym strzałem bardziej prawą nogą, choć lewa nie jest, jak to się mówi „tylko do wsiadania do tramwaju”.
Zawsze pytam młodych piłkarzy, na kim się wzorują i kogo podpatrują. Jak to jest u ciebie?
Ogólnie jestem fanem Zlatana Ibrahimovića. Ale gdy przeniósł się do USA nie mam już tej możliwości, by go oglądać tak jak kiedyś. Na pewno podoba mi się Cavani, także Iccardi. A więc typy piłkarzy gabarytami przypominającymi mnie.
Trener reprezentacji U-20 Jacek Magiera zabiera cię na mecze kadry także ze względu na to, że zna cię dobrze z Legii?
No właśnie nie. Gdy ja byłem w juniorach on pracował w „jedynce”, więc nie miał aż tyle czasu na obserwację. Dlatego na pewno „po znajomości” w kadrze nie jestem.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze