Plebiscyt PS: Sylwetka Adama Kszczota
Na ostatniej prostej mijałem ich jak furmanki – to słowa Adama Kszczota z 2017 roku, gdy dzięki swojemu słynnemu sprintowi w końcówce biegu na 800 metrów został wicemistrzem świata. Wtedy jednej furmanki nie dał rady dogonić. W tym sezonie już nikt mu nie podskoczył. „Profesor” bieżni dawał „wykłady” rywalom i zimą, i latem. Najpierw został mistrzem świata pod dachem, a potem mistrzem Europy na stadionie.
Najpierw były serce i buziak dla żony do kamery, potem okrzyki w stronę fotoreporterów, wreszcie runda honorowa – tak Kszczot świętował tytuł halowego mistrza świata zaraz po biegu na 800 m w Birmingham. Zwyciężył z łatwością. Zresztą w hali czuje się jak ryba w wodzie. Poprzedniej zimy nie przegrał pod dachem z nikim.
– Jest coś pozytywnego w tym medalu. Dostałem kolejnego kopa. A wielu ludzi zmieniło swoje postrzeganie nie tylko lekkoatletyki, ale też mojej osoby, bo sformułowanie „mistrz świata” robi na nich wrażenie. Mam większą motywację – mówił nam Kszczot w marcu.
Ta motywacja zaprowadziła go latem do kolejnego wielkiego triumfu. Polak jako pierwszy biegacz w historii trzy razy z rzędu został mistrzem Europy na 800 metrów. W sierpniu w Berlinie z łatwością sięgnął po kolejne złoto. Tym razem „Profesor” Kszczot pobiegł inaczej niż zwykle. Nie czekał do ostatniej chwili, ale ruszył za mistrzem świata Francuzem Pierre-Ambroise Bossem już po pierwszym okrążeniu. Ostatnie 400 metrów czołówka pokonała w 51 sekund, a Polak był niemal cieniem Bosse’a. Przy wyjściu na końcową prostą Kszczot wrzucił wyższy bieg i nie było na niego mocnych. Wygrał z czasem 1:44.59.
Więcej o Adamie Kszczocie możecie przeczytać pod tym LINKIEM.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze