Garczarczyk: Święta w NBA? Nie wszyscy chcą grać, ale muszą!
W amerykańskim sporcie jest wiele świątecznych tradycji, ale nie ma większej niż rozgrywanie ważnych meczów National Basketball Association w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia. Dla Amerykanów, to jedyny dzień wolny od pracy, kiedy można usiąść przed telewizorem wiedząc, że zobaczymy na parkiecie najlepszych koszykarzy świata. Nie wszystkim - w tym takim gwiazdom jak “Magic” Johnson - pomysł grania 25 grudnia zawsze się podobał.
“Dla mnie Święta to poranne otwieranie prezentów (w USA prezenty wręczane są po śniadaniu, 25 grudnia) i czekanie by oglądać NBA w telewizji. To był zawsze wielki dzień” - mówi Brook Lopez, którego bliźniak Chris także gra w NBA.
Tradycja rozpoczęła się 25 grudnia 1947 roku w drugim roku istnienia NBA: New York Knicks wygrali w Madison Square Garden z Providence Steamrollers 89-75 i... tak to się zaczęło. Z konieczności, bo National Basketball Association walczyła o każdego kibica, usiłując znaleźć sobie miejsce między futbolem amerykańskim i baseballem. Tego dnia nie grała żadna inna liga, więc data wydawała się idealna.
Do nie tylko regionalnej, ale ogólnoamerykańskiej telewizji, mecze NBA podczas świąt zawitały w połowie lat sześćdziesiątych. Stacje telewizyjne w USA, widząc zainteresowanie kibiców zawsze rozgrywającej mecze podczas Dnia Dziękczynienia ligi NFL, postanowiły z pierwszego dnia Świąt Bożego Narodzenia zrobić wizytówkę NBA. Pomysłowi "nie przeszkodził” fakt, że w 1984 roku, podczas świątecznego NBA Bernard King z New York Knicks zdobył przeciwko drużynie New Jersey Nets 60 punktów - magia "specjalnych meczów” stała się faktem.
Do dziś nic się nie zmieniło - kibice wiedzą, że 25 grudnia dostają specjalną potrawę. Rekord oglądalności padł w 2004 roku, kiedy ponad trzynaście milionów fanów usiadło przed TV, żeby zobaczyć pojedynek Kobe Bryant (LA Lakers) z Shaquillem O’Nealem (Miami Heat). NIKT się nie zawiódł - znacznie wyżej notowane Miami potrzebowało dogrywki, by pokonać Lakers 104:102. Kobe rzucił 42 punkty, Shaq zapisał sobie 24 punkty, 11 zbiórek, 3 bloki - i wszyscy byli zadowoleni.
Ciekawostka - drugi pod względem świątecznej oglądalności (także 13 milionów przed TV) mecz NBA to te same drużyny, ale sześć lat później. Z jednej strony w Miami coraz jaśniejsza gwiazda LeBrona Jamesa, a w Lakers już nie ten sam Bryant. Tym razem, zamiast emocji (Heat wygrało 96:80) był popis LeBrona - 27 pkt, 10 asyst, 11 zbiórek i bardzo przeciętny Kobe Bryanta (17 pkt).
Aż trudno w to uwierzyć, ale wśród dziesięciu najbardziej oglądanych meczów, nie ma… ani jednego z udziałem Michaela Jordana. Jeszcze ciekawsze, że wśród ponad 20 spotkań rozegranych przez Chicago Bulls 25 grudnia, były także te legendarne. Jak choćby z 1992 roku, kiedy "Latający” rzucił w wygranym przez Chicago meczu z Knicks 42 punkty. Albo ten dwa lata później - już bez chwilowo odpoczywającego od basketu Jordana - kiedy po trzech dogrywkach "Byki" pokonały tych samych Knicks 107:104. Gwiazdą był Scottie Pippen, który nie dość, że zdobył 36 punktów, to rzucił wszystkie dla zespołu w dogrywce.
Od tamtych lat, NBA na parkiecie 25 grudnia stała się dla przeciętnego amerykańskiego kibica czymś tak oczywistym, jak święty Mikołaj. Także dla samych koszykarzy, a obecnie także wielkich sponsorów wiedzących, że to wyjątkowa okazja pokazania się tym, którzy niekoniecznie są już fanami NBA. "Święta są czymś specjalnym, bo wszyscy są w domu i oglądają TV” - mówi legendarny Earvin "Magic” Johnson. "Tak samo myślałem, kiedy już grałem w Lakers. Trzeba było się pokazać z jak najlepszej strony, to było dobrze dla nas i dla zespołu. Oglądały miliony, więc zawsze trzeba było coś extra”.
A jak z prezentami, skoro trzeba szykować się na mecz? "Jeśli mecz był w Los Angeles, to prezenty były zawsze dzień wcześniej. Jak graliśmy na wyjeździe, to zaraz po powrocie” - mówił w wywiadzie dla "USA Today” obecny współwłaściciel Lakers, który jako gracz nie był wielkim fanem świątecznego wychodzenia na parkiet. Podobnie jak trener Phil Jackson, który prowadząc Bulls do jednego z sześciu tytułów w latach 1990-1997, naraził się władzom ligi, otwarcie krytykując pomysł meczów 25 grudnia.
A jak było w tym roku? Ponownie w programie byli Lakers, NY Knicks, mający mistrzowskie aspiracje Houston Rockets oraz chcący zdobyć trzeci kolejny tytuł mistrzów NBA - Golden State Warriors. Była też okazja pokazać następców wielkich gwiazd. Znakomicie sprawdził się w tej roli Giannis Antetokounmpo (Milwaukee Bucks), który w Madison Square Garden przeciwko Knicks dołożył do 30 punktów aż 14 zbiórek. Mistrzowie z Golden State wypadli na własnym parkiecie bardzo słabo - nie dość, że przegrali ze średnimi w tym sezonie Lakers, to zrobili to w mizernym stylu, ulegając różnicą aż 26 punktów (101:127). Najlepszy strzelec Świątecznego NBA? James Harden z Houston Rockets, który w zwycięskim meczu ze swoim byłym klubem, Oklahoma City Thunder, zdobył 41 punktów.
WYNIKI WTORKOWYCH MECZÓW
Boston Celtics - Philadelphia 76ers 121:114 (po dogrywce) Golden State Warriors - Los Angeles Lakers 101:127 Houston Rockets - Oklahoma City Thunder 113:109 New York Knicks - Milwaukee Bucks 95:109 Utah Jazz - Portland Trail Blazers 117:96Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze