Kowalski: Kto mistrzem Polski 2019? Jeśli nie Legia, będzie sensacja!
Właśnie rozpoczęły się transferowe manewry, które mają sprawić, że drużyny z czołówki po zimowym liftingu będą prezentować się lepiej. Wbrew pozorom może to mieć kolosalne znaczenie. Różnice pomiędzy walczącymi zespołami, jeśli chodzi o prezentowany poziom, są minimalne, jeśli w ogóle istnieją. Wystarczy, że uda się dodać odrobinę jakości, sprowadzić kogoś kto zrobi delikatną różnicę i po sezonie można będzie uznać, że to był ruch na wagę złota.
W większości poważnych lig zagranicznych z reguły te zespoły, które w połowie rozgrywek znajdują się na czele, zdobywają mistrzostwo. Ktoś dziś wątpi w końcowy sukces Juventusu, Liverpoolu, PSG czy Borussii Dortmund? Te drużyny tak przekonywały w jesiennych meczach swoją grą i tak dobitnie pokazywały przewagę nad resztą stawki, że „dowiezienie” pozycji numer jeden do końca sezonu powinno być oczywistością.
U nas jest inaczej. Owszem, Lechia Gdańsk jest liderem, ma trzy punkty przewagi, ale czy kogokolwiek była w stanie zachwycić swoją grą? W „meczu sezonu” z Legią, który był kwintesencją stanu naszej ligowej piłki w tym momencie, oddano jeden celny strzał na bramkę. Goniąca Legia męczy się okrutnie nawet z takimi zespołami, jak Zagłębie Sosnowiec, wygrywając rzutem na taśmę, wicemistrz czyli Jagiellonia przegrywa po 0:4 u siebie z Zagłębiem Lubin i Śląskiem Wrocław, 2:3 z beniaminkiem Miedzią Legnica, trzeci w tabeli Lech na dwadzieścia meczów ulega aż w siedmiu.
Tu naprawdę nie ma zespołu, który gwarantowałby, że w europejskich pucharach latem znów nie będzie wstydu. Generalnie jest podobnie jak rok temu, tyle że obecnie zamiast Górnika Zabrze, który był jakimś powiewem świeżości, do czołówki doszlusowała Lechia.
Jeśli spojrzymy na ostatnie sześć sezonów, to aż pięciokrotnie triumfowała Legia i biorąc pod uwagę możliwości organizacyjno-finansowe taki stan rzeczy powinien być permanentny. To jedyny klub w Polsce, który potrafi płacić porównywalne stawki ze średniakami europejskimi (Artur Jędrzejczyk zarabia rocznie 820 tysięcy euro), a nawet mógł sobie pozwalać na fanaberie, jak zatrudnienie piłkarskiego emeryta z wielkim nazwiskiem (Eduardo za jedyne 300 tysięcy euro rocznie).
Warszawski klub teoretycznie powinien rok do roku potrafić absolutnie zdominować ligę, a nie wyszarpywać mistrzostwa Polski. W tym roku Legia po raz kolejny fatalnie rozpoczyna, zmienia trenera i zaczyna gonić. W międzyczasie prezes Dariusz Mioduski ogłasza, że ma dziurę w budżecie w wysokości 40 mln złotych, którą jakoś trzeba zasypać.
Naturalne jest schodzenie z kosztów, czyli wypychanie najstarszych i najlepiej zarabiających i stawianie na takich, na których będzie można szybko zarobić. Właśnie to plus zatrudnienie wreszcie przyzwoitego trenera, zamiast eksperymentów z chorwackimi szkoleniowcami młodzieży czy kobiet zaczyna przynosić efekty i wiele wskazuje, że Legia może wiosną nabrać rozpędu.
Odwrotnie jeśli chodzi o koszty jest w Lechu. Tutaj zamiast cięć, jest coś co w biznesie nazywają ucieczką do przodu. Zatrudnienie najlepszego obecnie polskiego trenera Adama Nawałki, to nie tylko doskonały ruch marketingowy, ale też świadectwo, że działacze są przygotowani finansowo do walki o tytuł.
Nie wolno oczywiście skreślać Jagiellonii, a zwłaszcza lidera z Gdańska, ale jeśli miałbym wróżyć dziś z fusów to przewidywałbym, że walka o mistrzostwo Polski 2019 rozstrzygnie się między obecnymi zespołami numer 2 i 3 w tabeli Ekstraklasy.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze