Norweska policja: Holmenkollen to zawody bardzo wysokiego ryzyka
Policja w Oslo zakwalifikowała sobotnie zawody w kompleksie sportowym Holmenkollen, skoki i biegi narciarskie, jako wydarzenie bardzo wysokiego ryzyka. Powodem jest skandal w ubiegłym roku, kiedy tysiące pijanych kibiców spowodowały chaos i masowe bójki.
Multimedalistka olimpijska i mistrzostw świata w biegach narciarskich Marit Bjoergen, która przed rokiem podczas tych zawodów kończyła karierę opisała, że było to "apogeum pijaństwa i zdziczenia” i w najbliższych latach nie zamierza zabierać na te zawody swojego syna.
Dlatego w tym roku będzie więcej policji i zostały zmienione godziny zawodów. Bieg na 50 kilometrów ze startu wspólnego mężczyzn rozpocznie się godzinie 10, a drużynowy konkurs skoków turnieju Raw Air o 14.30. Przed rokiem bieg rozpoczął się o godzinie 14.30, a konkurs skoków o 17.
"Festiwal narciarski, który co roku był świętem sportu, przerodził się w istne święto pijaństwa, które kompletnie wymknęło się spod kontroli. Wcześniejsze godziny sprawią, że ludzie będą spożywać mniej alkoholu i wcześniej wrócą do domów. Przynajmniej taką mamy nadzieję, lecz będzie nas więcej i będziemy bardziej stanowczy niż w roku ubiegłym. Okazało się, że są to zawody bardzo wysokiego ryzyka" - powiedział Tor Strand, komendant policji chroniącej tegoroczne zawody na Holmenkollen.
W przeddzień kolejnej edycji „Holmenkollen Skifestival” w Oslo wspomina się wydarzenia sprzed roku, kiedy w sobotę 10 marca na wzgórzu Holmenkollen położonym 9 kilometrów od centrum Oslo zebrało się - według ocen organizatorów i policji - ponad 100 tysięcy osób.
Większość przyszła na bieg na 50 kilometrów mężczyzn, który od ponad 100 lat jest największym wydarzeniem sezonu w Norwegii. Kibice tradycyjnie pojawiają się tu już w piątek wieczorem i koczują w lesie przy trasie biegu przy grillach i ogniskach, aby mieć jak najlepsze miejsca.
Jak opisała policja, tłum kompletnie pijanych ludzi przewracał barierki, atakował policję i żołnierzy pracujących jako wolontariusze. Na peronach metra był taki tłok, że ludzie wpadali na tory i osiem z nich zostało poważnie porażonych prądem. Na pogotowie zgłosiło się kilkaset osób z obrażeniami spowodowanymi przez bójki i upadki. Kilkadziesiąt z nich skierowano do szpitali. Jak przyznali lekarze i pracownicy Czerwonego Krzyża, wszyscy pacjenci byli pijani.
"Po wyłączeniu prądu w trakcji metra, niekontrolowana masa ludzi udała się pieszo w kierunku miasta” - powiedział inspektor Johan Fredriksen na antenie telewizji NRK.
Opisał: "To był dziki, pijany i rozjuszony tłum załatwiający w ogrodach okolicznych willi najróżniejsze potrzeby fizjologiczne bez żadnego skrępowania. Ci, którzy nie mogli już iść, leżeli na poboczu. Nikt nie słuchał naszych poleceń, ludzie przewracali barierki i rzucali w nas kulami ze śniegu i lodu. Sytuacja kompletnie wymknęła się spod naszej kontroli. Po raz pierwszy mieliśmy do czynienia z tak masowym pijaństwem i agresją i to na zawodach sportowych, na które czekamy przez cale rok".
Szwedzki biegacz Daniel Rickardsson opisał, że chciał zakończyć bieg po wulgarnych wyzwiskach i kilkakrotnym obrzuceniu puszkami i butelkami po piwie – "przy celnym trafieniu tłum wył z radości” - wspominał.
Wstrząśnięty rzecznik szwedzkiej reprezentacji w biegach narciarskich Torbjoern Norvall jeszcze podczas transmisji w NRK stwierdził, że "to byli dorośli ludzie, wielu w wieku emerytalnym, ale nie pod lekkim wpływem alkoholu tylko totalnie pijani, jak zwierzęta".
Norweski skoczek Johann Andre Forfang opisał, że stojąc na szczycie skoczni widział w dole dziesiątki niebieskich lamp policyjnych: "zaniepokoiłem się czując, że na dole coś się dzieje, lecz na skoczni było w miarę spokojnie".
Bjoergen z kolei powiedziała, że w sobotę przed południem trenowała na trasie męskich 50 kilometrów. "Już w wtedy widziałam, że przy setkach ognisk i namiotów pije się dużo alkoholu i słyszałam bełkotliwe krzyki, więc szybko zakończyłam trening" - przyznała.
Policja oceniła, że jeszcze nigdy w Oslo nie miała do czynienia z taką liczbą pijanych osób, a organizatorzy, że nigdy nie widzieli tylu butelek po wódce leżących w śniegu wzdłuż trasy biegu. Podkreślono też, że początkowe podejrzenia, że byli to głównie polscy kibice, którzy od lat tysiącami przychodzą na konkurs skoków, okazały się bezpodstawne.
"Na trybunach skoczni było spokojnie. To norwescy kibice biegów narciarskich przesadzili z ilością spożywanego alkoholu. Nasze prawo zakazuje picia go na obiektach, lecz w lesie już nie" - wyjaśnił inspektor Fredriksen.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze