Kowalski: Coraz więcej pęknięć na pomniku Nawałki
Adam Nawałka przegrał z Lechem Poznań pięć meczów na dziesięć, w których prowadził drużynę. Nie dość, że nie ma już mowy o szansach na mistrzostwo to coraz bardziej realny staje się scenariusz, w którym zespół z Poznania nie zmieści się nawet w pierwszej ósemce. Co gorsza, w drużynie są podziały, a grupa kręcących nosem na pracę byłego selekcjonera jest coraz większa
Porażka z z Górnikiem Zabrze u siebie w ostatniej kolejce aż 0:3 spowodowała, że ludzie pracujący w klubie zaczęli „puszczać farbę”. Jednym z zarzutów wobec Nawałki jest sposób prowadzenia przez niego selekcji na kolejne mecze. Trener miał już w poniedziałek wyraźnie dawać do zrozumienia, kto zagra w najbliższym meczu i tak naprawdę zajmować się tylko tą grupą graczy. Reszta traci motywację, narzeka, knuje… Zawodnicy przebąkują coś o monotonności treningów, zbyt małym nacisku na ćwiczenia taktyczne itd. Do tego sporo decyzji personalnych jest zupełnie niezrozumiałych, jak przesunięcie dotychczasowego podstawowego gracza i najlepszego zawodnika w meczu z Legią Kamila Jóźwiaka do rezerw. Można się było spodziewać, że reprezentant młodzieżówki trafi na ławkę rezerwowych, ale nie od razu do III ligi. Choć trener wyjaśnia, że to tylko po to, aby „oczyścić głowę” i wrócić silniejszym, a rzecznik zapewnia, że w drużynie wszystko gra, nie za bardzo chce się w to wierzyć.
Nie ma wątpliwości, że stosunek oczekiwań i przede wszystkim zainwestowanych środków w pensje dla pomnikowego w Polsce trenera i jego pięciu współpracowników są nieadekwatne do klasy prezentowanej przez drużynę. Nie jest też tak, że nie można niczego oczekiwać od trenera, bo dopiero się rozkręca. Owszem, nie dostał nowych zawodników, nie było spodziewanych zimą transferów, ale Nawałka pracuje w Poznaniu od końca listopada ubiegłego roku. Przeszedł cały zimowy cykl przygotowawczy i wydawało się, że po takim czasie jakieś piętno na zespole, z którym według wprowadzonych przez siebie zasad, pracuje od rana do wieczora, jednak zdoła odcisnąć. Tymczasem Lech gra beznadziejnie, bez ładu i składu, nie widać w jego grze żadnej myśli. Podobnie, jak kadra Nawałki u schyłku jego kadencji.
Mimo ewidentnych deficytów nie jest to skład personalny, który powinien dostawać łomot od zespołów broniących się przed spadkiem. Naprawdę trudno postawić tezę, że coś drgnęło od czasów Ivana Djurdjevica czy wcześniej Nenada Bjelicy. I to właśnie jest najbardziej niepokojące. Trudno podważyć klasę trenerską byłego selekcjonera, jednak nie widać żadnych efektów jego pracy. I nie chodzi tylko o suche wyniki.
W związku z tym pojawia się pytanie, czy działacze Lecha wytrzymają ciśnienie i latem pozwolą zbudować Nawałce Lecha po swojemu, wymienić pół składu i jeszcze cierpliwie poczekać czy... już teraz zaczynają szukać kolejnego trenera „na lata”.
Komentarze