Iwanow: Być jak Mancini. Początek eliminacji Euro 2020 po włosku
Z zainteresowaniem obejrzałem kilka spotkań pierwszych dwóch kolejek eliminacji do EURO 2020. Oczywiście – ich poziom był sporo wyższy niż gra naszej reprezentacji. Ale czy można oczekiwać, by Biało-Czerwoni prezentowali się jak mistrzowie świata Francuzi czy rewelacyjny młody zespół angielski? Raczej nie. Oni też mają po dwóch kolejkach komplet punktów.
Chorwaci czy obrońcy tytułu z poprzedniego turnieju Portugalczycy zebrali ich mniej. „Vrateni” przegrali przecież z Węgrami. Cristiano i spółka zaliczyli dwa remisy. I to u siebie.
Niepodważalnym jest fakt, że Portugalia grała z Ukrainą i Serbią, a więc zespołami mocniejszymi od naszych rywali. To jednak nie „nasza wina”, że w Dublinie los był dla nas aż nadto łaskawy i trafiliśmy prawdopodobnie do najsłabszej w historii grupy eliminacji do Mistrzostw Europy. Z tej sytuacji wypadałoby jednak skorzystać, tak jak chociażby robią to Włosi. Widzieliśmy jak we wrześniu Italia prezentowała się w Lidze Narodów grając przeciwko nam w Bolonii. I jak wygląda dziś. Roberto Mancini grając przeciwko Finlandii i Liechtensteinowi – w przeciwieństwie do Jerzego Brzęczka – pozwolił sobie na sprawdzenie nowych ludzi.
Stefano Sensi, 23-letni pomocnik Sassuolo, rozgrywa wczoraj drugi mecz w kadrze i strzela gola. Na lewej obronie gra Leonardo Spinazzola, który w Juventusie częściej niż biega po boisku przesiaduje na ławce. Matteo Politano z Interu na lewym skrzydle zalicza swój trzeci mecz, pierwszy o punkty. A 19-letni Moise Kean, w obu marcowych meczach wychodzi w podstawie i w obu strzela po golu. I wspiera w ataku – 36-letniego Fabio Quagliarellę. Bo zawsze lepiej, by „młody” kształcił się u boku doświadczonego. Tak jak Gianluca Mancini z Atalanty z narodowego zespołu U21 rozwijał się pod okiem Leonardo Bonucciego.
Włosi też nie muszą narzekać na swoją grupę eliminacyjną, bo mają w niej przecież również Greków i Bośniaków. I może przeciw nim młodzież nie będzie prezentowana już tak licznie jak z Finami czy przedstawicielami małego księstwa „wciśniętego” między Szwajcarię i Austrię. Ale Mancini właśnie udowodnił coś nie tylko sobie. Ale przede wszystkim nowym twarzom. Że nie ma co „marudzić”, że z włoskiej klubowej piłki „zalanej” obcokrajowcami nie ma z czego wybierać. Po ostatnich niepowodzeniach „Squadra Azzura” stara się ją zbudować na nowo. Przecież za kilka lat w niebieskich koszulkach nie będą już biegać Chiellini i Bonucci. Dlatego ciesząc się z polskich sześciu punktów wcale nie martwi mnie styl, czy też jego brak. Żałuję, że ten czas nie został wykorzystany tak jak przez naszych niedawnych rywali w Lidze Narodów.
Przejdź na Polsatsport.pl