Iwanow: Trenerzy "na lata". Nawet nie do lata
Najpierw nie do końca przemyślane zatrudnienia z fanfarami i obietnicami, potem przedwczesne i często pochopne zwolnienia. Prezesi i właściciele polskich klubów od lat cierpią na tę samą chorobę, która wydaje się być nieuleczalna. Gdyby Juergen Klopp, Arsene Wenger i sir Alex Ferguson urodzili się nad Wisłą, nic by nie osiągnęli. Może poza długą listą zespołów w CV, do których ochoczo ich angażowano, by potem z tym samym pośpiechem ich wyrzucić.
Przypadek Adama Nawałki w Lechu Poznań wpisuje się w ten scenariusz. Za chwilę jego drogą pójdzie pewnie Ricardo Sa Pinto. Coraz częściej zapowiadani jako "trenerzy na lata" nie wytrzymują nawet... "do lata". Pieniądze wyrzucane są w błoto, a ręce zacierają jedynie agenci. Będą nowi szkoleniowcy, będą nowe transfery. A tych, których ściągnęli poprzednicy, też trzeba gdzieś upchnąć. Rynek się kręci. Pieniążki przechodzą z rączki do rączki. Wkurza się tylko kibic, któremu raz na jakiś czas znów daje się nadzieję.
Nawałka miał zapewnić władzom Lecha pozorny spokój. Nie udało się. Na jakiej podstawie przy Bułgarskiej twierdzono, że może on być strzałem w dziesiątkę? Był znakomitym selekcjonerem, ale ostatni klubowy sukces odniósł w roku... 2001, gdy z Wisłą Kraków kończył mistrzowski sezon po Oreście Lenczyku. W zespole miał Żurawskiego, Frankowskiego, Kosowskiego, Baszczyńskiego, Szymkowiaka, Czerwca i Szczęsnego. Później szło mu różnie. Ale raczej przeciętnie. Inna sprawa, że nie dostał już nigdy pracy w żadnym zespole ze ścisłej czołówki. W Górniku Zabrze ukształtował kilku przyszłych reprezentantów i stworzył zespół, który grał ciekawą piłkę, ale do europejskich pucharów było mu daleko. Nikt nie pamięta już, że na autorski pomysł Zbigniewa Bońka powierzenia mu roli "Narodowego" wielu jesienią 2013 roku pukało się w czoło. Przełom nastąpił dopiero niespełna rok później, chyba nie trzeba przypominać po jakim meczu.
W Poznaniu uznano, że czas nie gra roli. Nie wytrzymano ciśnienia, ale bo to pierwszy raz? Jacek Zieliński po mistrzostwie Polski i świetnym starcie w Lidze Europy w Turynie (3:3 z Juventusem) szybko oddawał pracę... Jose Marii Bakero, który spijał śmietankę po poprzedniku wygrywając z Manchesterem City. Maciej Skorża po pierwszym kryzysie ustąpił miejsca Janowi Urbanowi. Ten Nenadowi Bjelicy, któremu zrobiono nawet przysługę, bo pogoniono w takim momencie, że... zdążył jeszcze zdobyć dublet w Chorwacji z Dinamem Zagrzeb. Po czym "spalono" początek kariery Ivana Djurdjevica. I być może... zakończono tę Nawałki, wsadzając na "konia" Dariusza Żurawia. Jeżeli ktoś widzi tu jakiś konkretny pomysł, filozofię i plan, to proszę o podpowiedź. I z zainteresowaniem czekam na to, kto będzie następny.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze