Wawrzyniak: Nie potrafię zrozumieć decyzji Smudy
Na kanale Prawda Futbolu prowadzonym przez Romana Kołtonia, Jakub Wawrzyniak rozmawiał z prowadzącym o reprezentacyjnej przeszłości, o żalu do Smudy, a także opowiedział, kto jego zdaniem był gwiazdą turnieju we Francji w barwach Biało-Czerwonych.
Roman Kołtoń: Popatrzyłem na Twoją liczbę występów w reprezentacji, wiedziałeś że masz ich 49.?
Jakub Wawrzyniak: Tylko. Biorąc pod uwagę liczbę zgrupowań, na jaką byłem powoływany to nie jest dużo. Mogłem zagrać w blisko stu spotkaniach, w przynajmniej połowie nie wystąpiłem.
Czułeś, że to przez brak zaufania?
Nie. Ja zawsze patrzyłem tylko na siebie, nieważne czy grałem, czy siedziałem na ławce. Były momenty, że po prostu nie zasługiwałem na to, by grać w reprezentacji. W życiu wolę brać odpowiedzialność na siebie, bo to ja mam wpływ na to jak gram.
Nie ma w Tobie pretensji po latach, że był mecz, w którym nie grałeś?
Mistrzostwa Europy w Polsce. Nie potrafię zrozumieć decyzji Smudy, że to Sebastian Boenisch grał na tej pozycji zamiast mnie.
To fakt. Wtedy Smuda był zafascynowany piłkarzami zza granicy.
Tego nie będę podważał. Natomiast Sebastian nie grał w klubie, był kontuzjowany i się leczył. W ciągu całego sezonu zagrał w dwóch meczach, o ile dobrze pamiętam. Stąd we mnie takie poczucie, że tamta decyzja mogła być inna, że to ja mogłem być podstawowym lewym obrońcą.
Wiedziałeś, że Ty jako jeden z dwóch Polaków byłeś na trzech finałach mistrzostw Europy? Drugą taką osobą był Łukasz Piszczek.
To nabiera wartości, kiedy już skończysz grać w piłkę. Po karierze doceniasz to gdzie byłeś i co osiągnąłeś. Cieszę się, że trzykrotnie byłem na mistrzostwach Europy. Porównując mnie z Łukaszem Piszczkiem można zobaczyć, że on grał, a ja tylko byłem. To samo dotyczy obecności w klubie. Przez lata w Legii Warszawa było wielu piłkarzy, którzy nie występowali albo grali bardzo mało. Być, a grać to są dwie różne rzeczy. Choć tak jak powiedziałem, gdy już wiadomo, że w reprezentacji nie zagram, to jest to duża wartość dla mnie i niesamowita pamiątka.
Obserwowałeś trenera w sytuacji nadzwyczajnej, zespół ludzi, który funkcjonował pod presją wyników.
Byłem na trzech turniejach i absolutnie każdy miał dla mnie inny wymiar. Pierwszy w 2008 roku to było takie moje wejście do reprezentacji, byłem ciekawy, chciałem wynieść z niego jak najwięcej doświadczenia. Drugi turniej rozegrany w naszym kraju to duży zawód, zarówno dla nas - piłkarzy jak i wszystkich kibiców. A ten we Francji był udany, wiedziałem że to będzie mój ostatni turniej i że po nim będę się żegnał z reprezentacją. Pamiętam mecz z Portugalią, kiedy odpadliśmy po rzutach karnych, stanąłem sobie na środku, łezka mi się w oku zakręciła i czułem, że to już jest koniec. Tym bardziej, że Artur Jędrzejczyk zagrał bardzo fajny turniej, Maciej Rybus został przekwalifikowany na lewego obrońcę, czułem, że są już po prostu ode mnie lepsi.
Stwierdziłeś w programie Foodtruck - Łukasza Wiśniowskiego, że byłeś zastępcą lewego obrońcy, którego nigdy nie było. Czasami też trenerzy na Twoją pozycje wstawiali prawego obrońcę. W 2008 roku grał Paweł Golański, w 2012 został wynaleziony Boenisch, który nie grał w Werderze Brema, a w 2016 jak już wspomniałeś Jędrzejczyk.
Patrząc na turniej we Francji, Jędrzejczyk spisał się doskonale, mimo że nie jest lewym obrońcą. Dla mnie to była ukryta gwiazda reprezentacji na tym turnieju. Zaryglował doskonale lewą obronę, a po przechwycie dał wiele jakości w akcjach ofensywnych. Artur nigdy nie był obrońcą, który szedł na obieg, ale czasami miał takie podania, których kibice nie doceniali, a wiele dawały graczom ofensywnym.
Denerwuje Cie wystawianie Bartosza Bereszyńskiego na lewej obronie?
Nie. W ocenie sztabu reprezentacji jest to najlepsza opcja na dzień dzisiejszy. Oczywiście, że chcielibyśmy mieć takiego ofensywnego naturalnego lewonożnego piłkarza, ale jak się kiedyś nie urodził, tak do dziś dnia go nie ma.
CAŁY WYWIAD MOŻNA OBEJRZEĆ NA KANALE PRAWDA FUTBOLU W SERWISIE YOUTUBE
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze