Legenda polskiej i światowej siatkówki ma książkową biografię
Tomasz Wójtowicz - mistrz świata i mistrz olimpijski, członek siatkarskiej galerii sław, jeden z najlepszych atakujących w historii siatkówki, od lat komentator Polsatu Sport - doczekał się książkowej biografii. "Szczęście wisi na siatce" to pozycja obowiązkowa dla fanów tej dyscypliny. Książkę napisał... kolega z liceum Wójtowicza.
Wiesław Pawłat to lubelski dziennikarz sportowy. Tomasza Wójtowicza zna niemal... od dziecka. Razem chodzili do liceum. Pawłat do starszej klasy. Wójtowicz poszedł w sport, Pawłat w pisanie o sporcie. Teraz razem zasiedli do spisania biografii wybitnego siatkarza. A było co opisywać!
Tomasza Wójtowicza kibicom siatkówki przedstawiać nie trzeba. Ale gdyby jednak jakiś młody fan nie do końca wiedział kim jest zawsze uśmiechnięty, uprzejmy i nadzwyczaj spokojny dwumetrowiec z dłońmi jak bochny chleba, to przypominamy.
Tomasz Wójtowicz urodził się 22 września 1953 roku w Lublinie. Pochodzi z siatkarskiej rodziny, a jego ojciec był siatkarskim trenerem. Przygodę z tą dyscypliną rozpoczynał w lubelskich klubach MKS i AZS. Później występował w Avii Świdnik (1972–78) oraz Legii Warszawa(1978–83), z którą w 1983 roku wywalczył mistrzostwo Polski. Dwukrotnie został wybrany najlepszym siatkarzem sezonu polskiej ekstraklasy w prestiżowym plebiscycie "Przeglądu Sportowego" (1975, 1983).
Później wyjechał do Włoch, grał m.in w Santalu Parma (1984–86), z którym wygrał w 1985 roku Puchar Mistrzów. Trafił do galerii sław – Volleyball Hall of Fame i jest uznawany za jednego z najlepszych siatkarzy XX wieku.
Kibice najbardziej pamiętają oczywiście reprezentacyjne sukcesy Wójtowicza. Mistrzostwo świata (Meksyk 1974), złoty medal olimpijski (Montreal 1976), cztery srebrne medale mistrzostw Europy (Belgrad 1975, Helsinki 1977, Paryż 1979, Berlin 1983). Otrzymał nagrodę dla najlepszego zawodnika (MVP) Pucharu Świata 1977, na którym Polacy zajęli czwarte miejsce.
Do kadry trenera Huberta Wagnera wszedł w wieku niespełna 20 lat, po pierwszych sukcesach z reprezentacją juniorów (wicemistrzostwo Europy 1972) i niemal od razu stał się jej wiodącym graczem. Również podczas pamiętnych mistrzostw świata w 1974 roku.
– Wszedłem do tej drużyny jako zawodnik nie skażony wcześniejszymi porażkami. Chłopcy, jak wskazywały wyniki, potrafili wygrywać z najlepszymi na turniejach towarzyskich. Czyli potencjał w tej grupie był. Problem zaczynał się, gdy przychodziło grać o medale. Być może to była kwestia psychiki. Trener Wagner od samego początku wpajał nam, że jesteśmy mocni i możemy wygrać z każdym. Już pierwszy rok jego pracy wskazywał, że może być nieźle. Na mistrzostwa świata jechaliśmy z przekonaniem, że jesteśmy silni. Tam zresztą to udowodniliśmy – powiedział Wójtowicz w wywiadzie udzielonym kilka lat temu Polsatsport.pl.
W Meksyku Polacy nie pozostawili wątpliwości ogrywając głównych rywali do złota: ZSRR (3:1, 3:2) i NRD – obrońców tytułu mistrzów świata (3:0 i 3:2), a w decydującym spotkaniu pokonali mistrzów olimpijskich z Monachium – Japończyków 3:1.
Dwa lata później polscy siatkarze osiągnęli największy sukces, sięgając po olimpijskie złoto w Montrealu. Wygrany 3:2 finałowy dreszczowiec z ekipą ZSRR to jeden z najwspanialszych momentów w historii polskiego sportu.
– Wiedzieliśmy i wszyscy wiedzieli, że mamy walczyć o złoto. Nie byliśmy już zaskoczeniem dla przeciwników, przez dwa lata mieli czas, by się przygotować. Zresztą w międzyczasie graliśmy z tymi najmocniejszymi. Tak więc rywale nas znali, byliśmy rozpisani. Wyniki pokazały, że wcale nie walczyło się nam tak łatwo. Większość meczów wygrywaliśmy 3:2, nazwano nas mistrzami piątego seta. W finale z Rosjanami też był moment, że to oni mieli już meczowe piłki w górze. My to przetrwaliśmy. Po serii pięciosetowych meczów byliśmy w stanie wyjść z opresji i grać na tyle twardo, że ten decydujący set był, jak z innymi rywalami, dość łatwy do wygrania – stwierdził legendarny siatkarz.
W kolejnych latach Polakom udało się utrzymać wysoką pozycję na Starym Kontynencie, jednak ze światowych turniejów wracali bez medali. Jedną z przyczyn słabszych występów biało-czerwonych były prześladujące Wójtowicza kontuzje. Nie pojechał na MŚ do Włoch w 1978 roku, a na igrzyskach Moskwa 1980 też nie był w pełni dysponowany. Pojechał tam z dwoma urazami. Szczególnie uciążliwy był problem z łąkotką:
– Musiałem uważać, jak stawiam prawą nogę, bo łąkotka wklinowywała się w staw i uniemożliwiała ruchy. Wyćwiczyłem sobie taki ruch, dzięki któremu w czasie przerw w meczu nastawiałem kolano i wracałem do walki. To oczywiście nie mogło być takie granie, jak wtedy, gdy byłem w pełni sprawny… Szkoda, zajęliśmy czwarte miejsce, a do medalu zabrakło niewiele. Gdybym był zdrowy, walczylibyśmy z gospodarzami o złoto – powiedział Wójtowicz.
Słynny siatkarz występy w reprezentacji zakończył w 1984 roku (zagrał w 325 meczach), po tym, jak Polska zbojkotowała igrzyska olimpijskie w Los Angeles. Podopieczni trenera Wagnera mieli wówczas szansę na medal, niestety z powodu decyzji politycznej nie mogli zagrać w najważniejszej imprezie czterolecia.
A co panowie powiedzieli o swojej książce? Zapraszamy do obejrzenia materiału wideo. Kilka historii jest naprawdę ciekawych.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze