Kowalski: Wciąż nie wiadomo, na jakiej drużynie zatrzyma się ligowy bęben maszyny losującej
Legia Warszawa przegrała z Lechem Poznań, Lechia Gdańsk wygrała z Pogonią Szczecin i znów jest na pierwszym miejscu w tabeli. Eksperci, którzy po poprzedniej kolejce już zaczęli podsumowywać sezon, przypisując drużynie z Warszawy kolejne mistrzostwo, na chwilę zamilkli. Po raz kolejny okazało się, że polska Ekstraklasa to liga "kowbojska", każdy może tu strzelić do każdego w każdej chwili, zza każdego rogu.
Do następnej serii gier rundy dodatkowej w najbliższy weekend można zatem weryfikować opinie na temat niezwykłej zadyszki Lechii oraz wyjątkowo szerokiej i wartościowej kadry Legii, na którą ożywczy wpływ ma tymczasowy trener Aleksandar Vuković, określany mianem serbskiego Solskjaera, który swoim magicznym dotykiem z dnia na dzień odmienił drużynę. Owszem wpuścił do niej sporo świeżego powietrza (drużyna mistrza Polski zwyciężyła w czterech meczach z rzędu), ale nie aż tyle, aby do końca rozgrywek Legia wyłącznie wygrywała. Upokarzany i wyśmiewany w ostatnim czasie Lech po raz drugi, w dość krótkim czasie obnażył Legię, a gola na wagę trzech punktów wbił 17-latek Filip Marchwiński.
O czym to świadczy? Entuzjaści rodzimego ligowego futbolu od razu powiedzą, że o atrakcyjności ligi i ekstra wartości, jaką niesie ze sobą dodatkowa runda, rozgrywana w szaleńczym tempie, która zdecyduje o wszystkim. "Liga jest ciekawa" to sformułowanie wytrych, jako argument przeciwko narzekającym na poziom rozgrywek. Tyle, że coraz mniejsza grupa kibiców daje się na to nabierać.
Aura jest coraz bardziej sprzyjająca, rozgrywka trzyma w napięciu, aż trzy zespoły mają realną szansę na mistrzowski tytuł na pięć kolejek przez zakończeniem rozgrywek, a coraz mniej kibiców zasiada na trybunach. Podczas meczu w Poznaniu Lecha z Legią było ledwie 11 tysięcy widzów. Na obiekcie, który mieści cztery razy tylu kibiców, co jest niechlubnym rekordem in minus podczas starć tych rywali w ostatnich latach. Na meczu Pogoni z Lechią – cztery tysiące, w Krakowie starcie walczącej o europejskie puchary Cracovii z wicemistrzem Jagiellonią oglądało mecz nieco ponad osiem tysięcy. I to ma być ten efekt tzw. rundy mistrzowskiej, kiedy rzekomo kumulują się emocje zbierane przez cały sezon? Przecież biorąc pod uwagę potencjał futbolu w Polsce są to liczby żałośnie niskie.
Na naszych oczach zatem plajtuje tzw. projekt ESA 37. Ani te dodatkowe mecze nie podwyższyły poziomu, ani nie przyciągnęły widzów na stadiony. Jedyną jego zaletą jest to, że wciąż nie wiadomo kto będzie mistrzem, ale czy to jest rzeczywiście największą wartością rozgrywek?
WYNIKI I TABELA LOTTO EKSTRAKLASY
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze