Magiera: Zagranie nieczyste, ale raczej... prawidłowe

Siatkówka

Kiedy w sobotni wieczór z Damianem Dacewiczem rozpoczynaliśmy transmisję z pierwszego meczu o brązowy medal pomiędzy Jastrzębskim Węglem i Aluronem Virtu Wartą Zawiercie byliśmy przekonani, że Onico Warszawa wygrało mecz w Kędzierzynie Koźlu z ZAKS-ą 3:2.

Wszystko dlatego, że pierwszego meczu o złoty medal nie oglądaliśmy, a jedynie śledziliśmy punktową relację na stronie PlusLigi. I kiedy wyświetlił się wynik 3:2 dla Onico z komunikatem „koniec meczu” po prostu odłożyliśmy telefony.

 

Dobrze, że w czasie transmisji z Jastrzębia nie skomentowaliśmy wyniku tego meczu, bo wyszlibyśmy na kompletnych ignorantów. Okazało się bowiem - o czym wszyscy dziś już oczywiście wiedzą - arbiter zmienił swoją decyzję i ostatecznie - po kolejnych akcjach - ZAKSA przechyliła szalę na swoją stronę i to gospodarze wygrali 3:2.

 

Po zakończeniu meczu w Jastrzębiu zajrzeliśmy z Damianem na Twittera. Oj, już dawno nie było tam tylu emocji. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa nasze siatkarskie społeczeństwo podzieliło się na pół. Część twierdziła, że arbiter meczu zrobił źle zmieniając decyzje, część że zrobił bardzo dobrze. Była też grupa, która twierdziła, że akcja powinna zostać przerwana od razu po nieczystym odbiciu piłki przez Piotra Łukasika. I tu dochodzimy do sedna sprawy.

 

Moja analiza sytuacji przeprowadzona o pierwszej w nocy po powrocie do domu wygląda następująco. To, że odbicie Łukasika było nieczyste jest sprawą oczywistą, problem polega jednak na tym, że to zagranie w myśl regulaminu rozgrywek było raczej... prawidłowe. Ot taki paradoks, prawda? W tak zwanym międzyczasie nie działo się już nic co mogłoby budzić kontrowersje. Sędzia nie zmienił swojej decyzji po wcześniejszym zakończeniu meczu, tylko po konsultacji z drugim arbitrem. Tak to przynajmniej pokazuje telewizyjny obraz. Następuje więc zmiana wyniku na po 14, a następnie czerwoną kartką ukarany zostaje za niesportowe zachowanie Łukasz Kaczmarek. Onico dostaje piłkę, wychodzi na jednopunktowe prowadzenie, po czym przegrywa trzy kolejne akcje i cały mecz 2:3.

 

Po meczu warszawianie oprotestowali decyzje sędziego, ale w tej konkretnej sytuacji raczej nic nie wskórają. Inaczej może wyglądać sytuacja w której - jak twierdzą warszawianie - „zgubił się” gdzieś jeden punkt i set zakończył się nieprawidłowym, niepełnym wynikiem. Były już takie sytuacje w naszej lidze, gdzie sędziowie po przeanalizowaniu protokołu z meczu dosłownie wyciągali siatkarzy spod prysznica, aby dograli brakującą akcję i żeby wynik konfrontacji był zgodny z regulaminem i przepisami gry w piłkę siatkową.

 

Osiem lat temu był też przypadek, kiedy „zgubił się” punkt, o ile mnie pamięć nie myli, w meczu Resovii z AZS-em Olsztyn. Akademicy złożyli protest i początkowo domagali się powtórzenia spotkania, które na boisku przegrali 0:3, a w stanie faktycznym 0:2 i 22:24 w trzeciej partii. Ostatecznie odstąpili wówczas od swoich roszczeń i do powtórki nie doszło. I choć pojawiały się wtedy opinie, że - mimo ludzkiego błędu wszystko odbyło się w duchu i w zgodzie z literą „fair-play” - to raczej bliższy prawdy był fakt, że były ogromne kłopoty ze znalezieniem jakiegoś wolnego terminu na rozegranie dodatkowego spotkania.

 

Po pierwszym finałowym meczu ZAKS-y z Onico aż chciałoby się napisać - niech ta rywalizacja trwa jak najdłużej, ale oby nie w nieskończoność. Władze ligi muszą rozpatrzyć protest i podjąć wiążącą decyzję. Pamiętajmy, że istnieje jeszcze coś takiego jak procedura odwoławcza. Dlatego też miejmy nadzieję, że mistrza Polski poznamy najpóźniej 11 maja, tak jak zakłada to kalendarz rozgrywek, że ostatecznie wygra fair-play, a tytuł trafi w ręce ekipy z Kędzierzyna Koźla, albo z Warszawy.

Marek Magiera, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie