Obrazki z play-off Energa Basket Ligi: Legia waleczna
Nikt nie spodziewał się w rywalizacji najlepszej drużyny Energa Basket Ligi Arki Gdynia z ósmą w tabeli Legią Warszawa wyrównanej walki. A jednak to Legia była waleczna i niemal skarciła Arkę w pierwszym meczu serii - pisze komentator Polsatu Sport Adam Romański po pierwszym dniu ćwierćfinałów play-off, które w całości można obejrzeć w stacjach sportowych Polsatu.
W tym meczu Arka prowadziła przez ponad 37 minut. Prowadziła nawet 19 punktami. Ma w składzie zawodników ze zdecydowanie wyższej półki, a pod koszem dwóch gigantów - Adama Łapetę (217 cm) i Roberta Upshawa (213 cm) - których warszawiacy wyraźnie się bali. Strach nie dotyczył jednak rezerwowego Legii Filipa Matczaka. Kiedyś trzy lata grał w Gdyni, a nigdy - ani wcześniej, ani później - nie był zawodnikiem, którego byle kontakt z rywalem powala na kolana. Matczak pokazał w drugiej kwarcie, że nie ma się czego bać, trafiając kilka razy z półdystansu. Kiedy nadeszła czwarta kwarta i Arka znów prowadziła kilkunastoma punktami, znów powrót do gry wychowanka Zastalu Zielona Góra był ostatnią nadzieją.
Siedząc koło boiska wyraźnie widziałem, jak zdeterminowani są warszawiacy, żeby jednak w czwartkowy wieczór powalczyć o zwycięstwo. Świetni w akcjach 1x1 liderzy Arki James Florence i Josh Bostic tym razem pod presją nie trafiali, a w decydujących momentach mogli liczyć tylko na punkty z rzutów wolnych po faulach legionistów.
Zabrakło niewiele. W ostatnich minutach z dogodnych pozycji trzy razy nie trafił za trzy czołowy strzelec ligi pod tym względem Jakub Karolak. Matczak i koledzy w obronie jednak w kolejnych akcjach wyrywali piłkę, nie przegrywali jeden na jednego i szukali szans. Tym razem się nie udało. Arka wygrała 79:75.
W końcówce stracili jeszcze po kontuzji Mo Soluade. Tylko z ławki oglądał mecz ich najlepszy strzelec Omar Prewitt, który cztery dni wcześniej stracił przytomność podczas meczu (wstrząśnienie mózgu). Amerykanin wyklucza swoją grę w tym sezonie w Polsce, za chwilę udaje się do USA na dodatkowe badania. Legii nie jest łatwo. Legia może przegrać dwa kolejne mecze i odpaść z wynikiem 0:3. Ale obrazki z czwartku z Gdyni można zapamiętać. Także dlatego, że drużyna trenera Tane Spaseva zapewne w kolejnym sezonie wróci jeszcze mocniejsza. I na pewno waleczna.
Obrazek dnia: Mo Soluade spada na plecy
Nie dość, że z powodu dziwnej kontuzji nie gra Prewitt, to jeszcze wygląda na to, że w meczu 2 nie zobaczymy w Legii jej najlepszego obrońcy Brytyjczyka Mo Soluade. Kiedy Legia w samej końcówce próbowała - bez skutku - dogonić rywali z Gdyni, po przerwie na żądanie trener Legii Tane Spasev zaplanował efektowną, ale ryzykowną akcję, w której Filip Matczak miał dograć piłkę nad kosz do zwycięzcy konkursu wsadów podczas Pucharu Polski 2019 w Warszawie. Podanie jednak było niedokładne, przechwycił je Josh Bostic z Arki, a podczas walki w powietrzu tak nieszczęśliwie zderzył się z Soluade, że ten z hukiem upadł plecami na parkiet.
Niestety, długo po meczu nie mógł chodzić i zanosiło się na poważniejszy uraz.
Walecznej Legii w ten sposób wyrwano kolejne zęby.
W ćwierćfinale play-off Energa Basket Ligi:
Arka Gdynia - Legia Warszawa 1:0
Anwil Włocławek - Arged BMSlam Stal Ostrów Wlkp. 1:0
Polski Cukier Toruń - King Szczecin 0:0
Stelmet Enea BC Zielona Góra - MKS Dąbrowa Górnicza 0:0
W piątek 3 maja grają:
Polski Cukier Toruń - King Szczecin (Polsat Sport, godz. 17.30)
Stelmet Enea BC Zielona Góra - MKS Dąbrowa Górnicza
Transmisja meczu Polski Cukier Toruń - King Szczecin o godzinie 17:30 w Polsacie Sport.
Komentarze