Lorek: Ferrari w krematorium
Witold Skrzydlewski wie jak rozładować atmosferę. Przed meczem Orła Łódź z łotewskim Lokomotiv Daugavpils starannie dorzucał do pieca, aby podgrzewać atmosferę nadchodzącego sportowego święta.
Hans Norgaard Andersen, który przed laty szalał na turniejach Speedway Grand Prix, musiał solidnie pracować łokciami, aby wywalczyć sobie miejsce w składzie. Podczas sobotniego treningu rywalizacja o plastron z numerem 9 przypominała zacięte wyścigi z cyklu mistrzostw świata. O ten zacny numerek na plecach walczył kangur z Darwin – niespełna 35-letni stylista Rory Robert Schlein i inteligentny jegomość z Odense – Hans Andersen. Hans tak się rozochocił, że w trakcie próbnych galopów pokonywał również asa Orła Łódź i gwiazdę Swindon Robins – Tobiasza Musielaka. Kiedy już trener Lech Kędziora uznał, że wyższość Hansa nie podlega dyskusji, Duńczyk mógł przez chwilę odpocząć. Około godzinę przed rozpoczęciem meczu prezes Witold Skrzydlewski przechadzając się wzdłuż boksów swoich zawodników, rzucił w stronę Duńczyka: „Hans, dzisiaj robisz 25 punktów, bo jak nie, to czeka cię wizyta w krematorium”. Żarcik doczekał się riposty Hansa. „A będzie czekać na mnie Ferrari?” – błyskotliwie zareagował Duńczyk. Historia ma głębszy podtekst. Kiedy Hans rozpoczynał romans z łódzkim klubem, Witold Skrzydlewski zaprosił go do krematorium i obiecał zaprezentować Ferrari. Każdy logicznie myślący człowiek spodziewałby się, że za sumienną pracę prezes ufunduje pod koniec sezonu szybki włoski wózek z roztańczonym koniem. A tymczasem Hans zrozumiał, że kto pragnie mieć wytworny pochówek, ten przy odrobinie dobrej woli prezesa, może doczekać się zaszczytu i złożyć swoje ciało w ekskluzywnej trumnie ze znaczkiem Ferrari… Zaiste, misterna i enigmatyczna siatka połączeń pomiędzy półkulami mózgowymi.
Prezes Skrzydlewski nie poprzestał na uroczym dręczeniu Hansa. Do swoich pracowników skierował słowa: „na kolanach do Rydzyka, aby udało się odjechać zawody z Łotyszami”. Modły zaniesione do niebios zostały wysłuchane i zapowiadane obfite opady deszczu ominęły łódzki tor… Andrzej Lebiediews, który poprzez zaspane oczęta spoglądał na uwijających się w ukropie pracowników Orła, doczekał się żarciku z ust Witolda. „Co, bałeś się zrobić sporo punktów z PGG ROW Rybnik, bo Mrozek pomachałby paluszkiem, nieprawdaż?” – śmiał się prezes Orła. Andrzej pracował na zwolnionych obrotach, ale w lot pojął sarkazm Witolda. Z racji, że Andrzej musiał zerwać się o brzasku, aby zdążyć na samolot z Liverpoolu do Wrocławia o 6 rano, nie puścił sprzęgła, jeno wymownie się uśmiechnął. Lebiediews odzyskał wigor w drugiej części meczu. Puszczał wzorowo klamkę, ofensywnie przejechał przed przednim kołem motocykla Daniela Jeleniewskiego i zmniejszył rozmiary porażki Łotyszy. Andrzej był nieludzko zmęczony zawodami Speedway of Nations w Manchesterze.
Zdolny junior Oleg Michaiłows wyruszył do Anglii podniebnym tramwajem z Rygi via Dublin do Manchesteru, ale w Łodzi szarpał i walczył jak lew. Zabrakło ognia w jeździe doświadczonego Kjastasa Podżuksa. Łotysze szukali szczęścia w manewrze zastępstwa zawodnika, ale brak kontuzjowanego Timo Lahti odbił się czkawką. 57-33 to gigantyczna zaliczka łodzian przed rewanżem w Daugavpils. Łotysze z pewnością zechcą sprawdzić w kolejnych meczach Pontusa Aspgrena, ewentualnie Jesse Mustonena. Osamotniony Lebiediews chwali sobie starty i płynność finansową panującą w ekipie mistrza Elitserien: Smederny Eskilstuny, ale nawet Andrzej wsparty zdolną młodzieżą nie jest w stanie wygrywać pojedynków z potentatami Nice I ligi.
Co by nie mówić, w Daugavpils szkolą juniorów, co jest chwalebne. 7 maja w Lublinie podczas Drużynowych Mistrzostw Polski Juniorów Łotysze z Davisem Kurmisem w składzie pokonali znakomitych juniorów ForBet Włókniarza Częstochowa. Wiele polskich klubów mogłoby uczyć się metod pracy z młodzieżą od świetnego szkoleniowca Nikołaja Kokinsa. Na Łotwie jest biednie, ale młodzi ludzie w pocie czoła pracują nad poszerzeniem wachlarza umiejętności.
Prezes Krzysztof Mrozek, równie charyzmatyczny człowiek jak Witold Skrzydlewski, zaciera ręce, bo doczekał się ciekawego juniora. Mateusz Tudzież udanie zaprezentował się w starciu z gdańszczanami. Zdunek Wybrzeże Gdańsk to wzorowo poukładany klub. Sensowny budżet, mądre zarządzanie, przemili ludzie. Tylko brakuje wyniku sportowego… Wydawało się, że wracający po kontuzji Jacob Thorssell, miłośnik talentu Jeffrey Herlingsa, będzie idealnym ogniwem, aby straszyć rywali. Nic z tych rzeczy. Krzysztof Mrozek ma słabość do ściany Wschodu. Rosjanin Siergiej Łogaczow czyni postępy i coraz lepiej rozumie się w jeździe parą z Troyem Batchelorem. Kacper Woryna, Linus Sundstroem oraz Mateusz Szczepaniak błyszczą i odsyłają z kwitkiem kolejnych rywali. Jedynie Kacper „Ginger” Gomólski był w stanie nawiązać walkę z ekipą PGG ROW Rybnik. 58-32: nikt nie spodziewał się takich rozmiarów porażki gdańszczan przy Gliwickiej 72.
26 maja rybniczan czeka solidny sprawdzian w wyjazdowym meczu z Arged Malesa TŻ Ostrovią Ostrów Wielkopolski. Greg Walasek, zwycięzca Zlatej Prilby miesta Pardubic w 2012 roku, ostrzy sobie zęby na mecz z rybniczanami. Nicolai Klindt, Tomasz Gapiński, Sam Masters i spółka z pewnością będą się ociągać z wywieszeniem białej flagi. Kamery Polsatu Sport pokażą to rewelacyjnie zapowiadające się spotkanie. Zanim dojdzie do tego pojedynku, łodzianie zmierzą się z Unią Tarnów i drużyną Car Gwarant Startu Gniezno. Gdzieś na Ferrari trzeba sobie zapracować…
Komentarze