Skromność, pracowitość i konsekwencja, czyli Piast jak Fornalik. "King" w Gliwicach
Gratulacje dla wszystkich ludzi związanych z Piastem Gliwice z okazji zdobycia pierwszego w historii Mistrzostwa Polski. Po sezonie, jakiego w naszej piłce nie było od ponad dziesięciu lat.
Ostatnio tak sensacyjne rozstrzygnięcie mieliśmy bowiem w sezonie 2006/2007, kiedy o tytuł biły się dwa inne kluby z mniejszych ośrodków i miast. Gdy Zagłębie Lubin na ostatniej prostej wyprzedziło GKS Bełchatów. Choć i wtedy, tak i teraz pojawiały się różne domysły i podejrzenia. Ale tak przecież jest w polskiej piłce od lat.
Cieszę się, że tytuł trafił w ręce trener Waldemara Fornalika, którego nie tylko wielu kibiców ale o zgrozo także ekspertów traktowano jako szkoleniowca, który nie ma charyzmy i przez to nie powiodło mu się w reprezentacji. Mimo, że ta nie miała wówczas tak mocnego jak dziś Roberta Lewandowskiego, za to popełniającego błędy niemal w każdym spotkaniu Kamila Glika, na skrzydłach selekcjoner musiał szukać rozwiązań w postaciach Waldemara Soboty czy Jakuba Koseckiego, w środku pola stawiać na Radosława Majewskiego czy Daniela Łukasika, a w ataku Marka Saganowskiego czy Artura Sobiecha. Fornalikowi zarzucano, że miał „zero tittuli”, mimo, że był ich blisko w Ruchu Chorzów zarówno w lidze jak i Pucharze Polski, a przecież klub z Cichej pod każdym względem nie była to kraina mlekiem i miodem płynąca.
Tytuł dla Piasta to konsekwencja stabilizacji składu, w którym wyjściowa jedenastka nie zmieniała się z kolejki na kolejkę, miała swój szkielet, sposób na grę, nawet każda kolejna zmiana była łatwa do przewidzenia i nikt na swoją rolę jokera się nie obrażał. Wszystkich cechowała skromność, pracowitość i konsekwencja w dążeniu do celu. Czy to nie są cechy, które idealnie pasuje do charakterystyki Fornalika? A przecież wczoraj w Gliwicach podobnie cieszono by się nawet z czwartego miejsca.
Z gliwickiego klubu – jak to u nas – często szydzono. Że nie ma kibiców i nawet w swoim mieście musi się liczyć z większą grupą sympatyków trzymających kciuki za drużynę z bardziej utytułowanego Zabrza. Że stadion ze względu na wygląd to „Tesco-Arena”, zamiast doceniać fakt, że nie przepłacono za jego budowę, bo obiekt ma być przede wszystkim funkcjonalny, a nie lśniący blichtrem. Że drużyna przyniesie nam wstyd w europejskich pucharach. Przepraszam bardzo: czy Lech i Legia nas ostatnio nie rozczarowywały? Czy ktoś zabronił im w zakończonych wczoraj rozgrywkach zdobyć więcej punktów niż Piastowi? Nie puszczać z Legii Tomasza Jodłowca czy Jakuba Czerwińskiego, albo ściągnąć z Holandii Piotra Parzyszka?
Dlatego zamiast „hejtować” to rozstrzygnięcie, które pewnie płynie głównie ze stolicy, Poznania, Wybrzeża czy Krakowa pokłońmy się Mistrzowi Polski bo na ten tytuł zasłużył nie tylko fantastyczną postawą w fazie finałowej ale grą równą, bez większych wpadek praktycznie od lipca. Słowa uznania należą się także prezydentowi Zygmuntowi Frankiewiczowi, który od lat wspiera dumę swojego miasta, prezesowi Pawłowi Żelemowi, który pracował już w wielu miejscach i nie zawsze doceniano jego dokonania, a także wspierającemu go z tylnego siedzenia Grzegorzowi Jaworskiemu. Człowiekowi – orkiestrze w klubie Bogdanowi Wilkowi, dynamicznemu kierownikowi drużyny Adamowi Fudalemu, z którym współpraca przy każdej okazji także dla dziennikarzy jest bardzo przyjemna.
Dla asystentów pierwszego szkoleniowca: jego brata Tomasza czy Mateusza Smudy. Bo dziś powiedzieć trzeba, że przydomek „King” nie należy już tylko do Waldka. A on, po pierwsze bardzo chętnie podzieli się nim ze wszystkimi w Gliwicach, po drugie nie „odleci” tylko od jutra, po Gali Ekstraklasy, będzie wraz ze swoimi współpracownikami będzie myślał o tym, jak zespół do występu w nowym sezonie jak najlepiej przygotować.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze