Kownacki będzie musiał poczekać na Wildera
Czy Adam Kownacki doczeka się walki o tytuł mistrza świata? Japoński “Potwór” na czele listy P4P i wreszcie wróciła na amerykańskie ringi najgorsza wersja Marco Hucka - to tematy kolejnego “Z narożnika PG”. Zapraszam!
Tylko (puste) obietnice dla Kownackiego?
Shelly Finkel, doradca mistrza świata WBC, Deontay’a Wildera przekonywał na konferencji prasowej po walce z Breazeale, że sprawa następnego rywala dla "Bronza Bombera" nie jest przesądzona. "Spotkamy się z przedstawicielami Kownackiego i Ortiza, decyzja już w przyszym tygodniu” - mówił w "Barclays Center" Finkel. Na ringu, po walce był jedak Ortiz, a koledzy po fachu donoszą, że "najpierw Luis Ortiz, później Adam Kownacki”.
Co w boksie nie znaczy nic. Oczywiście, co powtarza często sam Adam "boks uczy cierpliwości", ale obietnica, że jesteś drugi w kolejce jest niewiele warta. Bo scenariuszy, że Kownacki może przez następne pół roku Wildera oglądać jako widz, a nie rywal jest mnóstwo. Od najprostszego, choć mało prawdopodobnego - Wilder przegrywa z Ortizem, do bardziej możliwych. Czyli tych, gdzie Wilder może zarobić więcej niż za pojedynek o pas z Polakiem. Bardzo lukratywny rewanż z Tysonem Fury czy ewentualność, że w końcu strony się porozumieją i dojdzie do mega-walki, o dziesiatki (setki?) miliony dolarów z Anthony Joshuą. Czy Wilder zaryzykuje walkę z mocno bijącym i zadającym mnóstwo ciosów Kowanckim, wiedząc, że za kilka miesięcy będzie wypłata życia? Wątpię, ale poczekajmy co - i kiedy - powie Finkel.
Numer 1 P4P dla japońskiego "Potwora"?
Styl w jakim Naoya Inoue wygrał nie tylko ostatni pojedynek w półfinale World Boxing Super Series, ale swoje osiem kolejnych walk (7 przez KO/TKO) rozpoczął dyskusję czy ważący 53 kilogramy, ale dysponujący bardzo mocnym Japończyk ciosem zasługuje na miejsce w elicie P4P - rankingu bez podziału na kategorie wagowe. I to nie gdzieś w górnej jego części, ale na miejscu pierwszym.
Problem w tym, że w rankingu P4P już mamy bardzo dobrych pięściarzy. Bo kogo wyrzucić z pierwszej trójki? Wasyla Łomaczenkę? Jego ukraińskiego kolegę Oleksandra Usyka? Terence Crawforda, który jednoczy tytuły, zmienia kategorie wagowe i nadal wygrywa? Znakomicie walczącego i mającego tylko najbardziej wymagających rywali (GGG, Jacobs) Canelo Alvareza? A są jeszcze niepokonani Tyson Fury, Anthony Joshua, Deontay Wilder, Erroll Spence Jr… lista jest bardzo długa.
Wrócił do USA (niestety) Marco Huck
Wrócił i od razu zrobiło się zamieszanie. I to nie pozytywne. Huck wystąpił na gali transmitowanej w USA na kanale UFC Fight Pass i bił się bardziej jak zawodnik MMA niż pięściarz. Z klasyfikowanym w piątej setce "boxrec" Nickiem Guivasem, trwało to tylko 57 sekund, ale i tak wystarczyło by przypomniał nam się ten najgorszy Huck - czyli bez przerwy faulujący, dla którego przepisy nie istnieją.
Walka skończyła się, kiedy niemiecki Serb zupełnie nie przejął się decyzja sędziego krzyczącego "stop" i dalej okładał rywala. Już wcześniej, tradycyjnie zresztą, uderzył Guivasa kilkoma ciosami w tył głowy. Kiedy ogłoszono zwycięstwo przez nokaut Hucka, zaczęła się medialna burza. W końcu komisja sportowa, będąca w ogniu krytyki, zdała sobie sprawę, że takie numery nie przejdą i zdecydowała się uznać walkę za niebyłą. Tylko szkoda, że tak naprawdę było inaczej.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze