VARbarzyństwo w Copa America
To była piłkarska uczta. Podczas półfinału Copa America został rozegrany najlepszy mecz w turnieju. Brazylia pokonała Argentynę 2:0, ale niesmak związany z pracą ekwadorskiego arbitra Roddiego Zambrano pozostanie na długo w pamięci Argentyńczyków.
Trudno sobie przypomnieć Leo Messiego, który by aż tak mocno grzmiał na sędziów. - Mam nadzieję, że CONMEBOL zrobi coś wreszcie z sędziami, którzy faworyzują jedną stronę. Skoro nie widział, że powinny być dwa karne dla nas po ewidentnych faulach, to dlaczego nie korzystał z VAR? - pytał kapitan drużyny.
„Dotychczas w Copa America sędziowie konsultowali z VAR-em nawet to czy mogą pójść do toalety, a teraz nie chcieli, aby coś wyszło na niekorzyść gospodarzy turnieju” - drwi argentyński dziennik sportowy „Ole”.
Przegranym chodziło o sytuację, w której Kun Aguero w 71. minucie był ewidentnie faulowany w polu karnym przez Daniego Alvesa (po tej akcji Brazylijczycy strzelili z kontry drugiego gola), oraz uderzenie łokciem Nicolasa Otamendiego przez Arthura w 84 minucie (z rzutu rożnego wrzucał w pole karne Messi).
- Byliśmy zajmowani bzdurnymi decyzjami sędziego, które nas dekoncentrowały - pieklił się Leo.
Mecz był wyśmienity, walka na całego i mnóstwo fajerwerków technicznych, czyli to czego kibice podczas Copa America oczekują. Samego siebie przechodził wręcz 36-letni Dani Alves, który z gry na pozycji prawego pomocnika uczynił potężny oręż. Jego kreatywność, wydolność, napędzanie drużyny swoimi rajdami, podaniami i sztuczkami technicznymi wręcz zdumiewały. Świetny był Coutinho, który podczas minionego sezonu w Barcelonie sprawiał ogromny zawód. W buty nieobecnego podczas turnieju Neymara wszedł Gabriel Jesus, który strzelił pierwszego gola, a drugiego wypracował. Asystą i golem pochwalił się też Firmino. Wciąż niepokonany podczas turnieju pozostawał prawdopodobnie najlepszy obecnie bramkarz świata Alisson. Jednym zdaniem, Brazylia wreszcie wcisnęła się w swoją prawdziwą kanarkową koszulkę, w której pięciokrotnie sięgała po mistrzostwo świata i ośmiokrotnie wygrywała w Copa America.
- Ale my nie byliśmy w niczym od nich słabsi. Poza wynikiem udowodniliśmy, ze jesteśmy w stanie sprostać każdemu zadaniu - ocenił Messi. I miał rację. To był także najlepszy mecz Argentyny w turnieju. Piłkarze Lionela Scaloniego, który wydawał się już po wcześniejszych słabych grach, być całkowicie na aucie, zagrali świetnie. Przeprowadzili mnóstwo znakomitych akcji, po których byli o włos od gola. Obudził się Messi, który napędzał zespół i popisywał się akcjami, jak w Barcelonie (strzelił w słupek przy stanie 1:0). Walczył za dwóch Kun Aguero. Po jego strzale głową piłka trafiła w poprzeczkę, bardzo dobrze uzupełniał wytrawnych atakujących młody Lautaro Martinez. Wreszcie nie odstawali gracze z głębszego planu, którzy do tej pory pełnili rolę statystów, odkryciem meczu można określić 21-letniego Juana Foytha, rezerwowego obrońcę Tottenhamu.
Tyle, że to w połączeniu z błędnymi decyzjami arbitra i znakomitą postawą gospodarzy nie wystarczyło nawet do dogrywki i Argentyna zagra tylko o trzecie miejsce.
Po meczu młodzi Argentyńczycy szlochali padając na murawę, a Messi z pochyloną głową stał sam robiąc groźną minę. Wyglądał bardziej na złego niż załamanego.
„Leo, musisz zostać!” - niemal natychmiast po meczu pojawiła się czołówka internetowego wydania „Ole”. Wszyscy zamarli w oczekiwaniu na wypowiedź kapitana w pomeczowej strefie wywiadów. Bo oczywiście było pytanie czy znów nie zrezygnuje?
„Pchła” szybko rozwiał wątpliwości: - Dzieciaki kochają reprezentację. Mamy świetną bazę, zawodników, którzy będą się rozwijać. Wierzę w tę Argentynę. Jak tylko będę musiał pomóc, to pomogę, gdziekolwiek to będzie – powiedział Messi, choć okazało się, że w jego dziewiątym turnieju z kadrą (cztery mundiale i pięć Copa America) znów nie poprowadzi Argentyny do złota.
ZOBACZ TAKŻE WIDEO: Kontrowersja w finale Ligi Mistrzów! Nieuznany gol Karima Benzemy