Liga Mistrzów: Trener zły na Polaka. "Będzie musiał ponieść karę"
Jakub Świerczok mógł natchnąć kolegów z Łudogorca Razgrad do wielkiego powrotu w spotkaniu z Ferencvarosem, jednak jego zagranie raczej podcięło im skrzydła. Fatalna "podcinka" z rzutu karnego w pierwszej połowie spotkania spotkała się z krytyką szkoleniowca bułgarskiego zespołu Stojczo Stojewa.
Polski napastnik strzelił gola w pierwszym meczu, który zakończył się zwycięstwem Węgrów 2:1. Łudogorec miał jednak bramkę zdobytą na wyjeździe, więc w rewanżu nie stał na straconej pozycji, zwłaszcza że przed własną publicznością czuje się świetnie. Po 21. minutach było jednak 0:2 za sprawą trafień Igora Kharatina oraz Michala Skvarki. Chwilę później kontaktowe trafienie zapisał na koncie Georgi Terziev, a przed upływem pół godziny Bułgarzy otrzymali rzut karny.
W dwumeczu było 2:4, więc Łudogorec potrzebował trzech goli. Do piłki podszedł Świerczok i... fatalnie spudłował. Miało być efektownie, a wyszło nie najlepiej. Węgierski bramkarz Denes Dibusz nie dał się nabrać na "podcinkę" Polaka, a w odpowiednim momencie przerzucił piłkę nad poprzeczką. Napastnik ukrył twarz w dłoniach, a na drugą połowę już nie wyszedł. Bułgarzy przegrali ostatecznie 2:3 (w dwumeczu 3:5) i odpadli z fazy eliminacyjnej Ligi Mistrzów.
Trener Stojczo Stojew przyznał, że decyzja Polaka była dla niego zaskoczeniem, gdyż rzut karny miał wykonać Rumun Cosmin Moti.
- Krzyknąłem, by wziął piłkę, ale odpowiedział mi, że Świerczok chce uderzać. Piłkarze powinni znać swoje obowiązki i szanować to, co postanowiłem. Na pewno będą kary, lecz jest jeszcze zbyt wcześnie, by o tym mówić. Na pewno to pierwszy raz, kiedy wydarzyła się taka sytuacja. To dziwne, że piłkarze do tego dopuścili - powiedział.
Świerczok zdążył już przeprosić za swoje zachowanie.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze