Majchrzak: Cenna lekcja, ale Isner był do ogrania
Kamil Majchrzak stawił zacięty opór najwyżej rozstawionemu w turnieju w ATP w amerykańskim Newport Johnowi Isnerowi, ale ostatecznie w 1/8 finału uległ tenisiście gospodarzy 4:6 7:6 (5-7) 3:6. - To cenna lekcja i ogólnie jestem zadowolony, ale Isner był do ogrania - przyznał Polak.
Stoczył pan wyrównany pojedynek z 15. rakietą świata, a schodząc z kortu kipiał pan ze złości. Co było jej powodem?
Kamil Majchrzak: Stracona szansa na zwycięstwo, bo miałem swoje okazje, nawet w trzecim secie. Zagrałem dobry mecz, świetnie się czułem na korcie i nie widać było między nami ani różnicy rankingowej, ani w poziomie gry. Miałem jednak dwa momenty słabości, które mój przeciwnik bezwzględnie wykorzystał i to zadecydowało o porażce.
W pierwszym secie miał pan trzy okazje do odrobienia strat, ale żadna z nich nie zakończyła się powodzeniem. Nerwy?
Nie, to nie było spowodowane nerwami. Warunki pogodowe były nieprzyjemne. Kort nie jest ogrodzony, więc bardzo wiało, co mocno odczułem przy serwisie Isnera. Z mojej strony doszły problemy z procentem skuteczności przy pierwszym podaniu i sporo - jak na mnie - podwójnych błędów. Walczyłem, wypracowywałem sobie sześć lub siedem szans na przełamanie, ale ostatecznie nie udało się.
Mecz trwał ponad dwie godziny, było tak wilgotno, że przed decydującym setem Isner musiał zmienić całą garderobę. Stało się to zaraz po tym, jak przegrał z Panem tie-breaka. Wygrany set z tak uznanym przeciwnikiem cieszy?
Zdecydowanie. Drugi set był podobny do pierwszego, z tą różnicą, że nie pozwoliłem Isnerowi być nawet blisko przełamania. Znowu miałem kilka szans przy jego serwisie, ale ostatecznie skończyło się tie-breakiem. John to doświadczony zawodnik, który często grywa tie-breaki, dlatego wiedziałem, że kluczowy będzie początek. Zagrałem bardzo dobrze i wszystko potoczyło się pod moje dyktando.
Amerykanin po meczu bardzo chwalił pana backhand i mówił, że dobrze czytał pan jego serwis. Stwierdził, że drzwi do kariery ma pan otwarte. Ładna cenzurka...
Isner to znakomity zawodnik, który wygrywał z każdym na świecie. Cieszy mnie, że pokazałem się z dobrej strony. Z pewnością była to dla mnie cenna lekcja i zdaję sobie sprawę, że potrzebuję takich jak najwięcej. Mecze z czołówką na pewno pomogą mi w rozwoju i wskoczeniu na wyższy poziom. A słowa Johna zmotywują mnie do tego, aby następnym razem nie mówić po meczu, że byłem bliski wygrania, lecz że wygrałem.
A jak oceni pan sam obiekt, który jest malowniczo położony, blisko wybrzeża Oceanu Atlantyckiego, w samym centrum ekskluzywnego miasteczka Newport?
Obiekt jest genialny. Nie wiem, ile ma lat, ale czuje się tutaj tę historię i tradycję. Samo wejście przez muzeum tenisa na kameralny dziedziniec, na którym jest pokazowy kort i pomniki osób zasłużonych dla tenisa, robi kolosalne wrażenie. Bardzo przyjemnie jest tu przebywać. Oprócz muzeum jest tutaj też tenisowa Galeria Sław, której jeszcze nie miałem okazji obejrzeć.
Wróci pan za rok?
Być może, bo z pewnością to miejsce będzie mi się kojarzyć z moim pierwszym zwycięstwem w cyklu ATP oraz wyrównanym meczem z kimś z Top20. Lubię grać na trawie i dobrze się tutaj czułem, ale to, czy powrócę będzie ostatecznie zależało od wielu czynników i mojej pozycji w rankingu...
...która w tym momencie jest najwyższa w karierze. "Setka" wydaje się na wyciągnięcie ręki...
Chciałbym być wyżej, ale nie będę narzekać, bo każdy ma swoją ścieżkę, którą kroczy. Taki John Isner zaczął grać zawodowo dopiero po ukończeniu college'u. U mnie mija już sześć lat od czasu, kiedy wygrałem juniorski US Open w grze podwójnej i - mimo iż mam większe ambicje - nie zmarnowałem tego czasu. Z pewnością patrzę na wszystko inaczej i dojrzałem nie tylko jako zawodnik, ale i człowiek. Wiem, że cały czas się rozwijam i czuję, że jestem na fali wznoszącej. I - tak jak powiedział John - wszystko co najlepsze jeszcze przede mną.
Jakie najbliższe plany?
Wsiadam w samolot i lecę do Atlanty na eliminacje do tamtejszego turnieju ATP. Potem wracam do Polski, gdzie być może powalczę w challengerze w Sopocie. Następnie potrenuję w kraju i przed US Open wrócę do Stanów.
A co z reprezentacją? Jak pan oceni zamieszanie związane z reorganizacją Pucharu Davisa?
Polska ucierpiała, bo zamiast grać w 1. Grupie Euro-Afrykańskiej znaleźliśmy się w trzeciej, choć wygraliśmy trzy mecze, które miały oznaczać awans, a ktoś modyfikując rozgrywki nas tego pozbawił. To smutne, że tak zostaliśmy potraktowani. Z tego co wiem, odwołujemy się, ale oprócz tego nie możemy nic z tym zrobić. Jestem jednak gotów, aby nieważne gdzie i z kim dla Polski grać zawsze i wygrywać, z igrzyskami olimpijskimi włącznie. To moje marzenie. Byłoby czymś niesamowitym zagrać w Tokio. Żeby jednak o tym myśleć, muszę najpierw poprawić ranking.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze