Magiera: Debiut Leona w mieście debiutów
Kiedy okazało się, że rzeczywiście jest szansa na to, aby Wilfredo Leon zaczął grać w reprezentacji Polski, to zwolenników i przeciwników tego wydarzenia było mniej więcej po równo, może z minimalną przewagą tych pierwszych. Dzisiaj, po czterech latach od tamtej chwili wydaje się, że zwolenników zdecydowanie przybyło, a oponenci jakby oswoili się z sytuacją i już tak zaciekle nie protestują.
Co ciekawe, to wszystko dzieje się w sytuacji, kiedy akcje naszej reprezentacji stoją zdecydowanie wyżej niż wtedy, kiedy po raz pierwszy pojawił się „temat Leona”.
Cztery lata w sporcie to szmat czasu. W przypadku naszej reprezentacji wiele w tym czasie się zmieniło. Drużynie Stephana Antigi udało się zakwalifikować na Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro, ale swój udział w turnieju zakończyliśmy w ćwierćfinale. Podobnie jak rozgrywane rok wcześniej w Warnie mistrzostwa Europy. Przypomnijmy, że wszystko to działo się bezpośrednio po wywalczeniu złota na pamiętnych mistrzostwach świata w 2014 roku, ale też pamiętajmy, że bez udziału trzech kluczowych dla tego mistrzostwa siatkarzy, którzy postanowili zakończyć reprezentacyjne kariery. Ostatecznie Antidze podziękowano, stery przejął Ferdinando de Giorgi, który poległ na wszystkich frontach, a od samych wyników - znowu porażka na mistrzostwach Europy ze Słowenią i to u siebie w Krakowie jeszcze przed fazą ćwierćfinałową turnieju - gorsze były docierające do nas informacje o relacjach w grupie, a w zasadzie o ich braku. „Fefe” szybko pożegnał się z reprezentacją i tutaj na razie można postawić kropkę.
Jak widać, jeśli chodzi o wyniki, nie był to najlepszy czas dla naszych siatkarzy. I właśnie w tym czasie, gdzieś tam z tyłu głowy wracał „temat Leona”, a wracał zupełnie nieprzypadkowo, bo oprócz deklaracji zawodnika, że chce grać w reprezentacji Polski, w tak zwanym międzyczasie uruchomione zostały wszystkie potrzebne procedury, aby Kubańczyk z polskim paszportem mógł się stać pełnoprawnym reprezentantem naszego kraju. Nie ma co ukrywać, że wtedy praktycznie wszyscy bez wyjątku patrzyli na niego jak na zbawcę, człowieka, który będzie fundamentem drużyny i siatkarza, który ponownie zaprowadzi biało-czerwonych na sam szczyt. Oczekiwania w stosunku do Leona wydawały się być jak najbardziej uzasadnione, bo samego zawodnika okrzyknięto przecież najlepszym siatkarzem na świecie.
Dzisiaj sytuacja wygląda nieco inaczej i nawet nie trzeba tego uzasadniać. Nie trzeba też wzbudzać dodatkowych, zupełnie niepotrzebnych emocji. Ostatni rok pokazał, że Wilfredo Leon nie jest żadnym siatkarskim bogiem, tylko normalnym człowiekiem - fakt faktem obdarzonym wspaniałymi umiejętnościami i wielkim talentem - ale w pojedynkę na boisku sam nic nie wygra. To po pierwsze. Po drugie, ubiegły rok i mistrzostwa świata podczas których obroniliśmy tytuł mistrzowski pokazał, że istnieje życie reprezentacji Polski bez Wilfredo Leona i ma się nawet całkiem nieźle. Dyskusji nie podlega natomiast fakt, że z Leonem w drużynie - celowo nie piszę w składzie, bo to już temat dla Vitala Heynena - reprezentacja Polski powinna być jeszcze lepsza niż dotąd.
O tym, co wniesie Leon do drużyny, wszyscy doskonale wiedzą, bo jego boiskowe atuty są powszechnie znane. O tym, że podniesie (już to robi) jakość treningu nawet nie ma co dyskutować. Fakt, że wzmocni konkurencje o miejsce w zespole akurat wszystkim w dalszej perspektywie powinno wyjść na zdrowie, tym bardziej, że ambitnej młodzieży nam nie brakuje.
Może nie wszyscy pamiętają, ale Leon w reprezentacyjnej koszulce z flagą Polski już raz zagrał i nie chodzi tu wcale o zamknięty sparing z Niemcami w Gliwicach pod koniec maja. Było to cztery lata temu podczas towarzyskiego meczu gwiazd w czasie hucznego pożegnania Pawła Zagumnego w katowickim Spodku. Oczywiście było to granie czysto rozrywkowe i nikt nie złamał wtedy żadnych procedur.
W najbliższą sobotę Wilfredo Leon zadebiutuje w oficjalnym meczu reprezentacji Polski jako jej stuprocentowy i pełnoprawny zawodnik. Tym samym spełni swoje wielkie marzenie, które narodziło się, kiedy poznał swoją narzeczoną, a dzisiaj małżonkę Małgorzatę. Kiedy odwiedziliśmy naszą kadrę z kamerami Polsatu Sport na zgrupowaniu w Zakopanem powiedział, że nie może doczekać się tej chwili. Dodał też, że wszystkich nieprzekonanych co do jego występów w reprezentacji Polski prosi o wyrozumiałość i postara ich się przekonać do siebie na boisku, swoją grą. Z kolegami z drużyny komunikuje się w języku polskim. „Jesteśmy na kadrze, jesteśmy Polakami, mówimy po polsku, to normalne”. To jego słowa z wywiadu, którego też udzielił w naszym języku.
Debiut Leona w reprezentacji Polski to duże wydarzenie. Miejsce do tego jest idealne. To przecież od lat w Opolu odbywa się koncert „Debiutów” w ramach niezwykle popularnego Festiwalu Piosenki Polskiej. Odpowiedź na pytanie czy debiut Wilfredo wypadł śpiewająco poznamy w najbliższą sobotę.
Komentarze