Pindera: Arreola pokonany, kto następny dla Kownackiego?
Adam Kownacki (20-0, 15 KO) wprawdzie nie znokautował w Nowym Jorku twardego jak skała Chrisa Arreolę (38-6-1, 33 KO), ale wygrał z nim na punkty i jest już o krok od walki o mistrzostwo świata wagi ciężkiej.
Balonik przed tym pojedynku napompowany był mocno. Kownacki miał się przejechać po Arreoli szybko i boleśnie. Ale warto przypomnieć, że "Koszmar" przegrywał w taki sposób tylko walki mistrzowskie. Zdarzyło mu się to trzykrotnie: z Witalijem Kliczką w 2009 roku, z Bermane Stiverne'em pięć lat później i z Deontayem Wilderem trzy lata temu.
30-letni Kownacki wierzył, że pokona go szybciej niż mistrz świata z Alabamy. Tak jak szybciej od Wildera zatrzymywał Artura Szpilkę czy Geralda Washingtona.
Wilder był przy ringu w Barclays Center komentując ten pojedynek wspólnie z Lennoksem Lewisem dla telewizji FOX, i nie ukrywał swojego podziwu dla obu pięściarzy, którzy pobili rekord w ilości zadanych (2172) i trafionych (667) ciosów w tej kategorii wagowej.
Liczby robią wrażenie, widzom też się to podoba, ale rację ma Przemek Saleta, były mistrz Europy w wadze ciężkiej, gdy mówi że to nie jest zdrowe.
Osobiście, doceniając serce do walki i stalowe szczęki rekordzistów wolałbym, żeby Kownacki przyjmował tych ciosów trochę mniej. I znacznie mniej ważył. Tym razem na wagę wniósł ponad 120 kg i to nie pomagało mu w tym pojedynku. Myślę, że ważąc mniej zyskałby na dynamice i kondycji, a wtedy pojedynek ten mógłby wyglądać zupełnie inaczej.
Punktacja sędziów sugeruje wprawdzie zdecydowaną przewagą mieszkającego w Nowym Jorku Polaka, ale chyba nie tylko mnie wydaje się, że wcale nie była aż tak wysoka. Ostatnie dwie rundy wygrał 38-letni Arreola, który nosi się już z zamiarem zakończenia kariery. A przecież w połowie walki doznał kontuzji lewej ręki.
W gronie blisko dziewięciu tysięcy widzów większość stanowili kibice Kownackiego, między innymi Tomasz Adamek, który stawiał na swojego młodszego przyjaciela, ale jednocześnie przestrzegał by nie lekceważyć Arreoli, bo to wojownik, który w ringu zostawia serce.
I tak właśnie było. Amerykanin meksykańskiego pochodzenia przyleciał do Nowego Jorku po zwycięstwo, więc bił się twardo z Kownackim do samego końca. Szczękę ma równie twardą jak Polak, doświadczenie większe, więc był bardzo trudnym i niewygodnym rywalem.
Ale kiedy ogłoszono jednogłośne zwycięstwo Kownackiego przyjął werdykt ze zrozumieniem. Powiedział też, że musi się mocno zastanowić co robić dalej, być może tak jak zapowiadał zakończy karierę, ale takich decyzji nie zamierza podejmować na pod wpływem emocji.
A Kownacki być może jeszcze w tym roku będzie walczył o mistrzostwo świata. Jest taka opcja, gdyby z rozpiski wypadł Kubańczyk Luis Ortiz, który 9 listopada ma stoczyć z Wilderem rewanżowy pojedynek.
Na razie nikt nie mówi tego głośno, ale taki scenariusz jest brany pod uwagę, więc Kownacki raczej nie powinien planować długich wakacji.
Na razie wiemy, że pod koniec sierpnia zostanie ojcem, i w tej chwili to jest najważniejsze, ale już we wrześniu zamierza wrócić na salę treningową. Oczywiście jeśli w tym czasie nic się nie zmieni.
Kownacki ma świadomość, że w walce o tytuł musi prezentować lepszą formę niż w starciu z Arreolą, musi też mniej ważyć, bo to konieczność. Na razie jednak pozwólmy mu się cieszyć z cennego zwycięstwa i rekordu, który zapewne zostanie na lata, choć nie jest w tym wszystkim najważniejszy.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze