Magiera: Po medal dziewczyny, po medal!
Zacznijmy może od tego, że historia lubi się powtarzać. W najbliższy piątek rozpoczynają się mistrzostwa Europy siatkarek. Polki swoje grupowe mecze zagrają w Łodzi. Dziesięć lat temu, właśnie w tym mieście, nasze siatkarki wywalczyły brązowe medale Eurovolleya.
Dekadę temu było bardzo podobnie. W stosunku do zespołu nikt nie miał wtedy zbyt wygórowanych oczekiwań, a wszystko dlatego, że - po prostu - drużyna wygrywała z tymi z którymi miała wygrywać, czasami udało się coś wygrać z drużynami lepszymi od naszej, a z potentatami z reguły przegrywaliśmy. Ale co ważne, po walce.
Liga Narodów i turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich wlał w serca polskich kibiców dużą dawkę optymizmu. We Wrocławiu nie udało się wprawdzie wygrać decydującego spotkania z Serbią, ale sam mecz, jego przebieg i postawa naszych siatkarek dały i dają wiele powodów do optymizmu. W grupie ME zagramy ze Słowenią, Portugalią, Ukrainą, Belgią i Włochami. Z całym szacunkiem dla rywali, ale o awans do 1/8 finału nie powinniśmy się martwić. Dalej, awans do ćwierćfinału to dla naszej reprezentacji obowiązek. Wszystko, co uda się ugrać więcej, to już będzie sukces, porównywalny z tym, co zrobiły nasze siatkarki dziesięć lat temu.
Przypomnijmy sobie te nazwiska: Anna Barańska, Mariola Zenik, Anna Witczak, Dorota Pykosz, Natalia Bamber, Agnieszka Bednarek, Izabela Bełcik, Klaudia Kaczorowska, Milena Sadurek, Paulina Maj, Eleonora Dziękiewicz, Katarzyna Gajgał, Aleksandra Jagieło, Joanna Kaczor. Trener: Jerzy Matlak. Asystenci trenera: Piotr Makowski, Adam Grabowski.
Z tamtego składu w obecnej kadrze jest jedna zawodniczka - Paulina Maj-Erwardt. Nasza reprezentacyjna libero doskonale pamięta imprezę z 2009 roku.
- Wszystkie zastanawiałyśmy się, jak to będzie - wspomina siatkarka. - Ogromna hala, czy dopiszą kibice, czy poradzimy sobie z presją. Pytań było zresztą więcej. Skończyło się brązowym medalem, ale dla nas był on jak złoto, po tym wszystkim, co wydarzyło się w czasie imprezy.
I rzeczywiście działo się wtedy dużo, nie tylko na boisku. W czasie turnieju poważnie rozchorowała się żona trenera Jerzego Matlaka, który zachował się jak trzeba, przeprosił siatkarki i oddał ster w ręce swojego asystenta Piotra Makowskiego. Sam podjął najlepszą możliwą decyzję, pozostał z małżonką w myśl zasady, że są rzeczy ważne, ale i ważniejsze. Trener Matlak od tego feralnego momentu pojawił się w hali tylko na chwilę podczas ceremonii dekoracji i był wyraźnie wzruszony, kiedy jego podopieczne odbierały brązowe medale w okolicznościowych koszulkach „Dla Jurka i Joanny”.
Każdy turniej, to osobna historia. W piątek rozpocznie się pisanie zupełnie nowej, oby dla nas niezapomnianej. Na koniec apel i prośba zarazem do polskich kibiców. Bądźcie z dziewczynami od pierwszego meczu! Najlepiej w Atlas Arenie. Jeśli nie możecie to kibicujcie przed telewizorami, oczywiście w Polsacie Sport.
Komentarze