Mateusz Cielepała, polski Tyson z Malczyc
Rok temu 26-letni dziś Mateusz Cielepała wygrał zupełnie nieoczekiwanie mistrzostwa Polski seniorów w wadze superciężkiej, w tym zadebiutował na zawodowym ringu. W sobotę w Kałuszynie zmierzy się z Jackiem Chruślickim i będzie faworytem.
Janusz Pindera: Dlaczego nie ma Pana w kadrze narodowej bokserów? Ubiegłoroczne mistrzostwa Polski seniorów wygrał Pan pewnie, to powinno być przepustką do reprezentacji …
Mateusz Cielepała: Ówczesny trener ze mną rozmawiał, ale ja jestem z biednej rodziny, muszę z czegoś żyć. A w boksie olimpijskim nie ma pieniędzy. Dlatego postanowiłem być kowalem własnego losu i założyłem firmę budowlaną. Pracy mam dużo, dochody są.
A co z boksem?
Szukam swojej szansy na zawodowym ringu. Pan Krystian Każyszka postanowił zorganizować turniej dla obiecujących pięściarzy wagi ciężkiej, który zamierzam wygrać. Na razie mam jeden zwycięski pojedynek za sobą i czekam na kolejne.
Teraz w Kałuszynie będzie okazja stoczyć walkę poza turniejem, szkoda tylko że rywal zmienił się w ostatniej chwili. Miał nim być Ukrainiec Wołodymir Katsuk, ale doznał kontuzji i będzie nim Jacek Chruślicki.
Ale taki jest boks, muszę się z tym pogodzić i bez względu na okoliczności zrobić wszystko, by wygrać.
Ma Pan 26 lat, 180 cm wzrostu, waży nieco ponad 90 kg. Nie myślał Pan, by walczyć w kategorii junior ciężkiej. Mamy w niej dobre tradycje i kilku byłych mistrzów świata. W wadze ciężkiej będzie Pan musiał konfrontować się z olbrzymami wyższymi o głowę …
I to mi właśnie odpowiada. Lubię walczyć z wyższymi od siebie i wykorzystywać przewagę szybkości. No i nie znoszę zbijać wagi. Jak nie muszę tego robić czuję się komfortowo. A to przekłada się na walkę. Dlatego wybrałem wagę ciężką, choć jeszcze trzy lata temu, podczas Młodzieżowych Mistrzostw Polski w Człopie walczyłem w kategorii półciężkiej.
Z jakim skutkiem?
Pojechałem tam mając na koncie zaledwie jedną walkę i jestem przekonany, że miałbym medal, ale nie dopuszczono mnie do ćwierćfinałowego pojedynku z powodu rozciętego łuku brwiowego. Moim zdaniem decyzja była krzywdząca, mogłem walczyć.
Dwa lata później w Karlinie był Pan już mistrzem Polski seniorów. Pokonał tam Pan między innymi Kamila Bodziocha (dziś zawodowca) oraz dwumetrowego Adama Kulika, który reprezentował nasz kraj podczas tegorocznych, II Igrzysk Europejskich, będących jednocześnie mistrzostwami Europy. Która walka była najtrudniejsza?
Chyba ta ostatnia. Byłem już mocno porozbijany, odczuwałem trudy turnieju. No i od pierwszego pojedynku walczyłem ze złamanym nosem. A Kulik bije mocno, szczególnie w początkowej fazie, bo później szybko traci siły. I tak właśnie było w finale. Kłopoty przetrwałem, a w kolejnych rundach byłem już górą.
Za rok igrzyska olimpijskie w Tokio. Nie będzie Pan o nie walczył?
Jeszcze nie podjąłem decyzji, ale kto wie, być może zdecyduję się na start w mistrzostwach Polski.
Dobrze słyszałem, że Pana idolem jest Mike Tyson?
Zgadza się. Mam podobne warunki fizyczne, nie pękam przed nikim, ale wiem też jakim on był mistrzem, a co ja osiągnąłem. Prawdę mówiąc dopiero zaczynam i jeszcze nie wiem, jak ta moja przygoda z boksem będzie dalej wyglądać.
W młodości lubił się Pan bić?
Chuliganem nie byłem, ale jak mi ktoś wszedł w drogę nie ustępowałem.
Boks to była pierwsza sportowa miłość?
Zawsze się boksem interesowałem, oglądałem walki w telewizji, ale u mnie w Malczycach nie było sekcji bokserskiej. Jako dzieciak kopałem więc piłkę, a później starszy brat zabrał mnie na kajaki, które trenowałem dobrych kilka lat. Najczęściej pływaliśmy na Odrze, pod prąd, stąd szerokie plecy i mocne ręce. A na boks przyszedł czas jak miałem już dwadzieścia lat. Spotkałem w siłowni w Środzie Śląskiej trenera Radosława Pupina. Był tam jeden bokserski worek, w który przed treningiem na siłowni waliłem w ramach rozgrzewki z pół godziny. Trener popatrzył, pokiwał głową i stwierdził, że mam do tego dryg. I tak zacząłem trenować pod jego okiem boks.
Dalej tworzycie duet?
Nie, to już przeszłość, sporo się od tego czasu w moim życiu zmieniło. Trochę mieszkam teraz na Śląsku, trochę w Łodzi, gdzie miałem szczęście trafić na trenera Bogdana Szubę. Znakomity fachowiec, nasza współpraca dobrze wróży na przyszłość.
Który z polskich zawodowych pięściarzy wagi ciężkiej jest dziś dla Pana wzorem?
Wcześniej był nim Tomasz Adamek, teraz Adam Kownacki. „BabyFace” jest fenomenem, który spełnia swój amerykański sen. Niby popełnia sporo błędów, ma słabą obronę, a wygrywa walkę za walką. Myślę że nie tylko mnie tym imponuje.
Ile Pan stoczył walk amatorskich ?
Nie liczyłem dokładnie, 23-25. Niewiele, ale tak jak mówiłem wcześniej, bardzo późno zacząłem. No i do tego jeden pojedynek zawodowy, który wygrałem przed czasem.
A ile razy Pan przegrał?
Tylko raz, z Pawłem Czyżykiem na Mistrzostwach Dolnego Śląska, jeszcze w wadze półciężkiej. Wygrał ze mną na punkty.
Ma pan promotora, sponsorów?
Chcę być wolnym człowiekiem, dobrze się z tym czuję. A sponsora nie mam czasu szukać. Prowadzenie firmy zajmuje mi sporo czasu, do tego dochodzą treningi, które traktuje bardzo poważnie.
A cel sportowy, jaki Pan sobie stawia?
Wiele będzie zależało od tego turnieju, który organizuje Pan Krystian Każyszka. Jeśli go wygram, to zobaczymy. Ale proszę mi wierzyć, na razie o tym nie myślę.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze