Nowicki: Muszę nauczyć się cieszyć z małych rzeczy
Młociarz Wojciech Nowicki długo nie mógł uwierzyć w to, że udało się mu tylnymi drzwiami wskoczyć na podium mistrzostw świata w Dausze. Brąz otrzyma dzięki złożonemu protestowi. - Chyba czas nauczyć się cieszyć z małych rzeczy, jakim jest właśnie medal - powiedział.
Nowicki znany jest z tego, że rzadko kiedy okazuje radość. Zawsze znajduje więcej negatywów niż pozytywów. Także i tym razem było podobnie. Wychodząc ze stadionu myślał, że zajął czwarte miejsce. Gdy okazało się, że dzięki złożonemu przez przedstawicieli PZLA protestowi zostaną przyznane dwa brązowe medale, on... nawet nie umiał się ucieszyć.
- Mam mieszane uczucia, bo konkurs kompletnie mi się nie ułożył. Nic się nie zgrywało. Byłem zagubiony, czułem się bezradny. Coś poszło nie tak techniczne - opisywał.
- Kibice widzą tylko medale i pewnie znajdą się tacy, którzy powiedzą, że jak zwykle marudzę, ale zawsze, gdy będę miał ten medal przed oczami, to w głowie mi się ten konkurs pojawi - dodał.
Zresztą podobnie było po igrzyskach w Rio de Janeiro. Nowicki też się nie cieszył. - Ale jak wróciłem do domu, zrozumiałem, że to wielki wyczyn i prawie popłakałem się ze szczęścia. Mimo wszystko, jak patrzę nadal na medal olimpijski, to widzę pierwsze dwa spalone rzuty i myślę sobie, że to miało wyglądać inaczej. Tak samo będzie z medalem z Dauhy - przyznał.
Niedosyt czuje, bo wie, że stać go było na znacznie więcej. - Oczywiście, jak dowiedziałem się od Asi Fiodorow, że ten protest został złożony, to oczekiwaliśmy na wiadomość, ale chyba w tamtym momencie było mi to zupełnie obojętne, bo byłem zasmucony, że tak poszedł cały konkurs - powiedział.
Nie chciał jednak komentować, czy decyzja podjęta przez sędziów była słuszna. - I z mojej, i z jego perspektywy pewnie tak. Jeśliby on został ostatecznie na trzecim miejscu i nic by z tym nie zrobili pomimo tego, że rzut był spalony, to byłoby dla mnie krzywdzące. Z drugiej strony, jak nie wiedział, że był spalony, to też dla niego byłoby to krzywdzące. Kwestia, czy wiedział, czy przekroczył rzut, czy nie. Myślę, że zawodnik na takim poziomie po prostu to wie. Trochę mam szczęścia w nieszczęściu. Ale jest medal i jak zejdą ze mną emocje, to może zacznę się nim cieszyć - zaznaczył.
Gdy Nowicki dowiedział się, że został złożony protest, to... było mu obojętne, jak się to skończy. - Może to źle brzmi lub głupio, ale w tamtym momencie było mi obojętne, bo czwarte miejsce też trzeba przyjąć z pokorą. To też nie jest zła lokata. Wiadomo, że oczekiwania są większe, ale wielu zawodników trzecie czy czwarte miejsce wzięłoby w ciemno i by się cieszyli. Po prostu. Byli lepsi ode mnie i trzeba to zaakceptować. Muszę się nauczyć, że nie zawsze wychodzi tak, jakbym chciał - podkreślił.
Nowicki uzyskał w konkursie wynik 77,69, który dawał mu miejsce tuż za podium. Brązowy medal odbierze także Węgier Bence Halasz - 78,18 (to właśnie ta spalona próba). Złoto wywalczył - po raz czwarty z rzędu - Paweł Fajdek (80,50), a srebro Francuz Quentin Bigot (78,19).
Mistrzostwa świata w Dausze zakończą się w niedzielę. Polacy zdobyli na razie cztery medale. Oprócz młociarzy, srebro w rzucie młotem wywalczyła Joanna Fiodorow, a brąz w skoku o tyczce Piotr Lisek.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze