Siatkarski relikt przeszłości... Czy Puchar Świata jest jeszcze potrzebny?
Rozgrywany w Japonii Puchar Świata siatkarzy budzi sporo kontrowersji. Czy impreza, która swój pierwotny sens straciła trzy dekady temu, powinna wciąż zajmować miejsce w siatkarskim kalendarzu, czy też jest już tylko reliktem przeszłości?
Dlaczego rozgrywanie siatkarskiego Pucharu Świata straciło sens? By odpowiedzieć na to pytanie, trzeba przypomnieć genezę tej imprezy. Wymyślono ją w połowie lat sześćdziesiątych, choć już kilka lat wcześniej – w 1959 roku – rozegrano we Francji podobne zawody, pod nazwą "Turniej Trzech Kontynentów".
Jaki był cel Pucharu Świata?
Od 1964 roku siatkówka stała się dyscypliną olimpijską. Rozpoczął się, obowiązujący do dziś, cykl MŚ – IO, czyli dwóch dużych światowych imprez rozgrywanych co cztery lata. Igrzyska od siatkarskiego mundialu dzieliły dwa lata, władze FIVB uznały jednak, że czołowe drużyny świata powinny rywalizować ze sobą częściej. Stąd pomysł na Puchar Świata – turniej rozgrywany co cztery lata, rok po igrzyskach olimpijskich.
Pierwszy Puchar Świata zorganizowano w 1965 roku w Polsce, a gospodarze wywalczyli wówczas srebrny medal. Od 1977 roku kolejne edycje rozgrywane były wyłącznie w Japonii. W 1981 po raz pierwszy w tej imprezie można było wywalczyć kwalifikację olimpijską.
Gdy w 1990 roku powołano do życia komercyjną Ligę Światową (przekształconą ostatnio w Ligę Narodów), Puchar Świata stał się właściwie imprezą zbędną, a jego prestiż wyraźnie zmalał. Dzięki rozgrywkom LŚ czołowe zespoły globu mogły rywalizować ze sobą co roku. Nagle problemem stał się nie brak wielkich imprez międzynarodowych, a przeładowanie siatkarskiego kalendarza. Zmieniono termin rozgrywania Pucharu Świata, który od 1991 roku odbywa się w sezonie poprzedzającym igrzyska. By zachować sens jego organizowania, położono nacisk na możliwość wywalczenia na tej imprezie olimpijskich kwalifikacji.
Puchar Świata, czyli kwalifikacje olimpijskie
Przed igrzyskami w Atlancie zdecydowano się na manewr, którego do dziś nie może FIVB wybaczyć wielu siatkarskich kibiców. Wcześniej olimpijską kwalifikację otrzymywali: triumfator poprzednich igrzysk, mistrz świata oraz zwycięzca Pucharu Świata. Na IO 1996 ani mistrzowie olimpijscy, ani złoci medaliści siatkarskiego mundialu nie mieli już zagwarantowanego awansu. Te dwa miejsca przeniesiono na PŚ, z którego awansowały trzy czołowe reprezentacje.
W 2015 roku znów zmieniono zasady, bo Puchar Świata dawał olimpijską przepustkę jedynie dwóm czołowym drużynom. Jak pamiętamy stracili na tym Polacy – porażka 1:3 z Włochami zepchnęła ich na trzecie miejsce w tabeli i skazała na wyczerpujące kwalifikacje w kolejnym roku.
Puchar Świata stawał się więc bardziej interkontynentalnym turniejem kwalifikacyjnym do igrzysk, niż wielką siatkarską imprezą. Gdy Brazylijczycy mieli, jako gospodarze, zapewnioną grę na igrzyskach w Rio, w ogóle zrezygnowali z udziału w Pucharze Świata 2015. W tegorocznej edycji nastąpiła kolejna zmiana. W PŚ nie można wywalczyć kwalifikacji do igrzysk Tokio 2020. Spowodowana jest ona tym, że gospodarze PŚ Japończycy będą również gospodarzami przyszłorocznych igrzysk.
Niepotrzebny dodatek do sezonu?
Puchar Świata stał się w tym momencie "kwiatkiem do kożucha" – niepotrzebnym dodatkiem do przeładowanego sezonu reprezentacyjnego. Siatkarzy miały nęcić premie finansowe i punkty do rankingu, ale i tak kilka drużyn przyjechało do Japonii w – mówiąc delikatnie – eksperymentalnych składach. I jeszcze ten niefortunny termin – start turnieju w Japonii dwa dni po finale mistrzostw Europy... W tej sytuacji trudno dziwić się krytykom tej imprezy, do których należy m.in. były selekcjoner reprezentacji Polski Andrea Anastasi:
– Gra głównie o punkty rankingowe, a nie o kwalifikację olimpijską, mija się z celem. W obecnym kształcie organizowanie tego turnieju jest bezsensowne, podobnie jak termin jego rozgrywania, czyli dwa dni po zakończeniu Euro. To wszystko, łącznie z grą w igrzyskach, uderza przede wszystkim w drużyny europejskie – przyznał w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Podobne zdanie ma inny były szkoleniowiec reprezentacji Polski Stephane Antiga, który w PŚ występował zarówno jako zawodnik, jak i w roli trenera.
– Co cztery lata taki kalendarz powtarza się jak refren w piosence. Miałem tę samą opinię jako zawodnik i teraz jako trener też podkreślam, że tego wszystkiego jest za dużo. Rok przed igrzyskami olimpijskimi, czyli najważniejszym turniejem rozgrywanym raz na cztery lata, zawodnikom funduje się bardzo ciężki sezon – powiedział w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".
Dla trenerów klubowych Puchar Świata też jest imprezą kłopotliwą. Nie mają oni wszystkich siatkarzy w klubach w ostatniej fazie przygotowań przed sezonem. Po powrocie z Japonii zawodnicy nie mają zbyt wiele czasu na odpoczynek. Turniej kończy się we wtorek 15 października, a już w sobotę 19 października startuje włoska Serie A; tydzień później – 26 października swe rozgrywki zaczynają PlusLiga oraz rosyjska Superliga.
Inna sprawa to kontuzje, które mogą się przytrafić na tak długim turnieju. Pamiętamy pechową interwencję Thomasa Jaeschke w meczu z Polską. Amerykański przyjmujący uderzył barkiem w słupek, doznał dosyć poważnego urazu i nie będzie mógł wesprzeć Blu Volley Werona na początku sezonu.
Rozgrywki o Puchar Świata oferują bardzo ciekawą, niespotykaną w innych ważnych imprezach reprezentacyjnych formułę. Nie ma tu fazy play-off, czy klasycznego finału. Rywalizacja toczy się – wbrew "pucharowej" nazwie – systemem ligowym "każdy z każdym". Każda z dwunastu drużyn rozgrywa po jedenaście meczów, zbierając zwycięstwa i punkty do końcowej tabeli. To z jednej strony system bardzo sprawiedliwy (nie ma tu szans na szczęśliwe losowanie, czy korzystną drabinkę w play-offach), ale też bardzo wyczerpujący. Jedenaście meczów w ciągu piętnastu dni! A przypomnijmy ile spotkań ma już za sobą reprezentacja Polski w obecnym sezonie:
19 – Liga Narodów (15 faza interkontynentalna + 4 Final Six), 3 – kwalifikacje olimpijskie, 9 – mistrzostwa Europy... Z Pucharem Świata będzie łącznie 42 spotkania, a do tego trzy mecze Memoriału Wagnera i kilka innych potyczek towarzyskich.
Spora ilość meczów w pierwszej fazie LN (każda z ekip gra pięć turniejów, po trzy mecze w każdym, tydzień po tygodniu, często wiążąc to z dalekimi podróżami), a do tego rozbudowane do granic możliwości (24 drużyny) finały mistrzostw Europy. Działacze powiększają imprezy do granic, nie znaleźli jednak jeszcze sposobu na rozszerzenie kalendarza. Oczywiście Polacy jakoś sobie z tym radzą dzięki dużej głębi składu umożliwiającej spore rotacje. Dla niektórych reprezentacji taki kalendarz oznacza jednak zbyt dużą eksploatację największych gwiazd, albo konieczność wystawiania dużo słabszych zawodników, co obniża poziom imprez.
Co dalej z Pucharem Świata?
W kolejnej edycji, ma wrócić opcja wywalczenia w tym turnieju olimpijskiej kwalifikacji. Znów więc będziemy więc świadkami kuriozalnej sytuacji. Bo jeśli nawet uznamy PŚ za trzecią do do ważności światową imprezę siatkarską (choć dziś znajduje się już w cieniu komercyjnej Ligi Narodów), to wciąż aktualne będzie pytanie: dlaczego kwalifikacji olimpijskiej nie uzyskają triumfatorzy dwóch ważniejszych turniejów – mistrz olimpijski (!) oraz mistrz świata?
Wszystko wskazuje na to, że w 2023 roku Puchar Świata najprawdopodobniej znów zostanie wciśnięty gdzieś między Ligę Narodów i mistrzostwa Europy, a siatkarzy czeka morderczy przedolimpijski sezon.
Komentarze