Kowalski: Hit, czyli w Legii chaos, w Lechu maskarada
Żal mi było właściciela Legii Dariusza Mioduskiego, którego wyśmiewali kibice podczas meczu z Lechem. Przygotowali specjalną aranżację, maski z jego podobizną i skandowali m.in. „Hej co zrobiłeś, w trzy lata wszystko zniszczyłeś" albo „Prawda jest taka, że zrobiłeś z nas przeciętniaka”. Człowiek przecież oddał serce tej robocie, poświęcił się, niemało zainwestował i na pewno chce dobrze, a spotyka go coś takiego. Niestety, co innego ludzkie współczucie, a co innego realna ocena dokonań.
A ta jest druzgocąca dla właściciela. Powodów takiego stanu rzeczy jest pewnie ze sto. I sporo już o tym napisano. Ale fakty są takie, że zupełnie się zagubił. Nie wiadomo do jakiego portu płynie i można odnieść wrażenie, że w tym momencie cieszy się, pozostając w poetyce marynistycznej, że w ogóle może wiosłować.
Warszawę obiegła stugębna plotka, że jest poważny chętny na kupno klubu. A udziały są do sprzedania wcale nie za jakąś gigantyczną kwotę. Jak można się domyślać, obecny właściciel usiądzie do rozmów ze wszystkimi poza byłymi współwłaścicielami, z którymi jest skłócony na amen i akurat w tym przypadku nie decydowałby względy tylko biznesowe, ale emocjonalne. Ale to wcale nie jest przesądza, że dawni wspólnicy prezesa nie podejmą próby odkupienia Legii.
W takiej atmosferze Legia wygrała z Lechem, w meczu który zawsze określany jest hitem rozgrywek. Widowisko, jak na gnioty, które serwowały oba zespoły we wcześniejszych grach, nawet dało się oglądać. Zwycięskiego gola strzelił młody Rosołek, co jest jakimś promykiem optymizmu. Tak, jak fakt, że w Lechu systematycznie pojawia się aż sześciu, siedmiu wychowanków akademii.
Na pytanie czy to wszystko jest wynikiem jakiegoś strategicznego planu i każdy z nich już to swoje miejsce solidnie wypracował, odpowiedź brzmi: nie. Według dobrze zorientowanych właściciel Lecha przestawił po prostu wajchę i zażądał prezentacji wszystkich, na których da się jak najszybciej zarobić. A nuż się uda kogoś dobrze sprzedać. A przy okazji można zapewnić sobie jakąś przychylność opinii publicznej na zasadzie: „zobaczcie, my gramy młodymi”.
Obu potentatów łączy kasa. Pusta kasa. W Lechu do dziś nie wypłacono premii za awans drugiej drużyny do drugiej ligi – 120 tysięcy złotych do podziału. Klub tłumaczy, że nie zostały one zapisane „na papierze” i dlatego piłkarze nie pójdą do sądu, a takie pojawiły się informacje. Groteskowa (patrząc na markę i wielkość klubu) wojenka, o to aby nie zapłacić swoim piłkarzom rezerw kwoty, jaką miesięcznie pobiera as pierwszej jedenastki Chrystian Gytkjaer nie świadczy dobrze o stanie finansów. No, ale skoro nie było zapisane na papierze…
Reasumując: w Legii chaos, w Lechu maskarada. Zżymanie się na poziom meczu klubów będących w takiej sytuacji, zajmujących obecnie pozycje 7 i 8 w 28 lidze europejskiej jest po prostu nieuprawnione.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze