Kaliszek i Spodyriew chcą zadomowić się w łyżwiarskiej elicie
Para taneczna Natalia Kaliszek-Maksym Spodyriew, po piątym miejscu w ubiegłorocznych mistrzostwach Europy, chce w tym sezonie zadomowić się na dobre w światowej czołówce łyżwiarzy figurowych. Właśnie awansowali na 10. miejsce w rankingu, ale wierzą, że dopiero się rozkręcają.
Dziesiąte miejsce w światowym rankingu przyniósł jedynemu "eksportowemu" duetowi w polskim łyżwiarstwie figurowym w ostatnich latach m.in. bardzo dobry występ w zawodach w Grand Prix Francji. Para zajęła w sobotę w Grenoble 6. miejsce.
- Powoli się rozkręcamy. Na początku sezonu mieliśmy parę cięższych chwil, ale już na ostatnich zawodach pokazaliśmy, że rozwijamy się, a ciężkie treningi się opłacają - powiedziała Kaliszek.
Podkreśliła, że w kolejnych zawodach Grand Prix w Moskwie (15-17 listopada) chcą pokazać się z jeszcze lepszej strony. Potem w planach są kolejne zawody międzynarodowe i mistrzostwa kraju, a w styczniu mistrzostwa Europy w Austrii.
- Nasze przejazdy z zawodów na zawody są lepsze. Widzimy to. Na Grand Prix wynik punktowy zazwyczaj jest nieco niższy niż na zawodach niższej rangi, ale cieszymy się z tego, że trzymamy się w swoim korytarzu punktowym. Chcemy go nieustannie podnosić - powiedział Spodyriew.
Duet z Torunia jest bardzo zadowolony z tego, że w końcu łyżwiarstwo figurowe wróci na antenę jednej z polskich telewizji, bo bez niej - jak mawiają zawsze sportowcy - każda dyscyplina umiera.
- Chodzi o to, żeby rodzina łyżwiarska była coraz większa, żeby coraz więcej dzieci przychodziło na lodowiska. Nasza grupa w Toruniu się rozrasta. To niezwykle cieszy, bo mamy się w końcu do kogo odezwać podczas wielogodzinnych treningów, z kim przybić piątkę czy po prostu do kogo się uśmiechnąć. Jeżeli w jakimkolwiek stopniu przyczyniliśmy się do popularyzacji naszej dyscypliny - to super - mówi Kaliszek.
Polska para postawiła w tym roku na... taniec. Ma go być po prostu w programach jeszcze więcej - szczególnie tańca w wydaniu klasycznym.
- Nie stawiam przed moimi zawodnikami jasnego celu wynikowego na imprezach najwyższej rangi. Mam świadomość, że na mistrzostwach Europy może być bardzo ciężko nawet powtórzyć ubiegłoroczną pozycję, bo różnice punktowe pomiędzy dziesięcioma najlepszymi parami są malutkie. Jak zawsze wszystko zależało będzie od dyspozycji dnia. Ja będę zadowolona wtedy, gdy na zawodach Natalia i Maks pokażą w 100 procentach to, co potrafią na treningach - powiedziała trenerka pary Sylwia Nowak-Trębacka.
Była łyżwiarka twardo stąpa po ziemi i wie, że każdy, nawet najmniejszy awans w światowej hierarchii trzeba wywalczyć sobie bardzo ciężką pracą - wielogodzinną, na granicy wytrzymałości fizycznej.
- Po piątym miejscu na ME rok temu para otrzymała stypendium na kolejny sezon sportowy. Mamy więc świadomość, że bardzo dobry wynik wiąże się z takimi decyzjami. Nie mogę jednak nic obiecać, bo wszystkie pary bardzo mocno pracują. Obserwujemy pogoń za rekordami punktowymi. To dla wszystkich priorytet, co jest zrozumiałe - dodała Nowak-Trębacka.
Przyznała, że w tym roku cały sztab szkoleniowy zdecydował o pójściu pary w stronę tańca, ale bez żadnych udziwnień. Rok temu były poszukiwania nowoczesności, a teraz polska para stawia na klasykę tańca.
- To się bardzo podoba sędziom. Natalia i Maks świetnie czują jeden i drugi program. Bardzo dobrze odzwierciedlają klimat i nastrój. Wspaniale opowiadają obie historie. Więc w tym roku postawiliśmy na taniec, taniec, taniec - dodała opiekunka pary.
Duet wrócił do muzyki, która była ich wyróżnikiem na lodowiskach całego świata kilka lat temu - ścieżki dźwiękowej z filmu "Dirty Dancing".
- Bardzo dobrze czujemy się w tańcu do tej muzyki. Miło wspominamy poprzednie lata z tym podkładem. Bawimy się świetnie na treningach i zawodach, więc radość odczuwają także sędziowie i kibice - przyznała Kaliszek.
Spodyriew jest także bardzo zadowolony z tegorocznych programów.
- Teraz mamy drugą szansę pokazania się przy tej muzyce - będąc o poziom wyżej w umiejętnościach łyżwiarskich. "Dirty Dancing" towarzyszy nam w programie dowolnym, a w krótkim jeździmy do muzyki z musicalu "Kinky Boots". Programu do tego podkładu muzycznego nikt na świecie w tym roku nie wybrał - ocenił łyżwiarz.
Polska para i jej trenerka przyznają, że czują wsparcie ministerstwa sportu, który otoczyło duet opieką. Nadal jednak problemem są warunki na lodowisku w Toruniu, które nie dość, że jest rozmrażane na trzy miesiące w roku w okresie letnim, ale także panują na nim spartańskie warunki, bo jest bardzo zimno. Zawodnicy zgodnie przyznają, że tracą w trakcie dłuższego treningu czucie siebie nawzajem, co w tym sporcie jest kluczowe.
- Ten problem powoduje mój ból głowy od lat. Nie jesteśmy póki co w stanie tego zmienić. Takie warunki zagrażają momentami zdrowiu i życiu zawodników, szczególnie, że bardzo marzną ręce i stopy, a oddychanie w takich warunkach nie należy do komfortowych. Poza tym potem startujemy w ciepłych obiektach, więc odczucia podczas zawodów są zupełnie inne. Do tego dochodzą przeziębienia, notoryczne choroby gardła i zatok i wiele innych trudności - podkreśliła Nowak-Trębacka.
Marzeniem niezwykle zdolnej grupy, która trenuje w Toruniu, i jest obecnie jedynym miejscem w Polsce, gdzie tli się nadzieja na lepszą przyszłość polskich łyżew figurowych, jest możliwość trenowania na miejscu przez cały rok i temperatura - przynajmniej o 5-7 stopni wyższa.
- Tak, żeby ręce nam nie zamarzały i żebyśmy nie musieli rezygnować w trakcie treningów z niektórych podnoszeń. Są to naprawdę trudne elementy, a ryzyko ich wykonania w takich warunkach mocno wzrasta - dodała Kaliszek.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze