Kowalski: Kadra Brzęczka ma większy potencjał niż ta Nawałki
Reprezentacja Polski pokonała Izrael 2:1 i był to kolejny mecz, w którym ekipę Jerzego Brzęczka oglądało się z przyjemnością. Jeśli uda się pokonać także Słowenię w ostatniej kolejce w Warszawie i być może dobrze wypaść na tle jakich dobrych rywali w meczach towarzyskich wiosną przyszłego roku, śmiało będzie można powiedzieć, że drużyna odzyskała zaufanie kibiców. Czyli coś fundamentalnego, w kontekście zbliżającego się turnieju.
Zwłaszcza pierwsza połowa w wykonaniu naszego zespołu, była tak energetyczna, że można było zakładać zwycięstwo co najmniej tak wysokie jak wiosną w Warszawie (4:0). Łatwość z jaką dochodziliśmy do sytuacji strzeleckich była wręcz niewiarygodna i kazała stawiać pytanie czy aby piłkarze Izraela jeszcze serio traktują swoją grę w eliminacjach. Powiedzieć, że się kładli przed nami na murawie, byłoby przesadą, ale tylko… delikatną. Gubili się, oddawali nam piłkę, nie potrafili wymienić kilku podań, wyjść z własnej połowy boiska.
12:1 jeśli chodzi o liczbę oddanych strzałów do przerwy na naszą korzyść obrazowało różnicę klas obu zespołów. To był wymarzony dla nas rywal. Niby Izrael chciał grać w piłkę, nie murował bramki, ale nie potrafił atakować. Owszem, poprzeczka była zawieszona bardzo nisko, ale jednak potrafiliśmy zdominować rywala dzięki mądrej taktyce. Polacy tworzyli presję na połowie przeciwnika, zmuszali go do błędów. Absolutnie zdominowali. Tyle, że bramka padła tylko jedna (Grzegorz Krychowiak).
Zaryzykuję stwierdzenie, że to był efekt uboczny eksperymentu z posadzeniem Roberta Lewandowskiego na ławce rezerwowych. Gracz Bayernu z tych wszystkich sytuacji, które mieliśmy w ciągu godziny gry, wykorzystałby pewnie ze trzy i mecz byłby dla nas sielanką od początku do końca. Grający na jego pozycji Krzysztof Piątek, co prawda raz wepchnął piłkę do bramki, ale w przeciwieństwie do większości swoich kolegów grał po prostu słabo. Tu nawet nie chodzi o porównywanie go do RL9, bo większość napastników świata wypada przy nim blado, ale Piątek jest cieniem zawodnika sprzed roku. Jego słaba forma strzelecka w Milanie nie jest przypadkiem. Coś się u niego zacięło i tyle.
Gol na 2:0 był bardziej zasługą Krystiana Bielika, który zagrał drugi mecz w pierwszym składzie i znów prezentował się bardzo dobrze. Rozgrywał, świetnie walczył w powietrzu, odbierał piłki. W ogóle pomysł Brzęczka z odciążeniem od zadań defensywnych Krychowiaka, uwolnienie go do gry ofensywnej, to jest strzał w dziesiątkę i jeden z najlepszych pomysłów selekcjonera od kiedy objął swoją posadę. To działa. Zarówno z Jackiem Góralskim za plecami, jak i Bielikiem. Posadzenie na ławce rezerwowych Kamila Grosickiego i postawienie na ofensywne trio w pomocy: Piotr Zieliński, Sebastian Szymański, Przemysław Frankowski, też się sprawdzało. Wydaje się, że możliwości tych młodych, albo bardzo młodych zawodników (Szymański ma 20 lat) są jeszcze nie do końca odkryte i potencjał w ich grze kombinacyjnej może być niebawem ogromną wartością reprezentacji. Nie skreślając oczywiście Grosickiego.
Patrząc na skład pierwszej drużyny, która wybiegła w Jerozolimie, mieliśmy aż sześciu graczy, w przekroju wiekowym 20-24 lata: Tomasz Kędziora, Krzysztof Piątek, Krystian Bielik, Sebastian Szymański, Arkadiusz Reca, Jan Bednarek. No i rok starszego Piotra Zielińskiego, który rozegrał już 50 mecz w reprezentacji. Zresztą więcej niż przyzwoity.
O żadnym z nich nie można powiedzieć, że został wepchnięty do reprezentacji na siłę tylko z racji wieku (prezes PZPN Zbigniew Boniek wymagał od selekcjonera odmłodzenia składu). Po prostu na te powołania zasługują, są naturalnymi wyborami. Oczywiście trzon drużyny jeszcze z czasów Adama Nawałki został zachowany, ale nie można nie zauważać dopływu świeżej krwi, która jak mam nadzieję, będzie dla drużyny ozdrowieńcza. Bo to jest cała grupa zawodników utalentowanych, którzy jeszcze nic nie wygrali. Głodnych sukcesów, goli, oczekujących na wielką sławę i pochwały.
To jest właśnie nasza nadzieja na udane Euro i jakiś powiew świeżości. Późno, bo późno, ale Brzęczkowi udało się wpuścić trochę żwawych rybek do tej mętnej już nieco wody. I właśnie w związku z tym można śmiało zakładać, że Brzęczek ma obecnie większe możliwości manewrów personalnych przed wielkim turniejem niż w analogicznej sytuacji przed wyjazdem na mundial Adam Nawałka.
Teraz tyko cała w tym sztuka, aby tego nie spartolić.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze