Szczere wyznanie Khalidova: Były momenty, że zaczynałem płakać. Luksus nie daje szczęścia
Mamed Khalidov (34-6-2, 14 KO, 16 SUB) 7 grudnia powróci do klatki KSW po ponad rocznej przerwie. W szczerej rozmowie z Polsatsport.pl opowiedział o swoich problemach i motywach, które zmusiły go do rezygnacji z zawodowego sportu. - W pewnym momencie zaczynasz zastanawiać się nad tym, czego ci brakuje. Zaczynasz płakać... w przenośni i dosłownie. Nie wiesz, co czeka cię dalej. Luksusowe życie wcale szczęścia nie przynosi - zdradził Khalidov.
Maciej Turski: Mamed, jak tam przebiegało życie na emeryturze?
Mamed Khalidov: Na emeryturze już nie jestem... Było spokojnie, czasami trochę mniej. Jeszcze nie było mi pisane takie życie na emeryturze. Jestem ponownie w miejscu, gdzie byłem ostatnio, a więc w KSW.
Decyzja o zakończeniu kariery po ostatnim pojedynku była w jakimś stopniu była zaplanowana? Czy wszystko wyszło spontanicznie?
Wszystkie decyzje tego typu podejmowałem spontanicznie. Nie mówiłem o tym nikomu, ale co drugą walkę w tamtym czasie miałem problemy. Nie byłem w 100 % sobą. Odkładałem tę decyzję w czasie. W końcu powiedziałem sobie, że jeśli to się wydarzy kolejny raz, to trzeba po prostu odpuścić. I to się właśnie wydarzyło w rewanżu z Tomkiem. Nie byłem w stanie walczyć w jednym momencie ze sobą, jak i przeciwnikiem. Zresztą, spontanicznie postanowiłem też powrócić do klatki.Warto w tym momencie powrócić do początku całej sprawy.
Zmagałeś się z poważnym problemem, z depresją. Kiedy zdałeś sobie z tego sprawę? W którym momencie to wszystko się zaczęło?
Przed walką z Michałem Materlą miałem poważne problemy. Tego dnia trafiłem jednak na bardzo dobry dzień. Byłem w świetnej formie fizycznej i psychicznej. Po walce z Azizem ogłosiłem, że chcę zrobić przerwę. Ale tak naprawdę wtedy myślałem już o spokojnym odejściu. Po roku wrócił do mnie głód walki i znowu w dniu walki z Lukiem Barnattem wszystko ułożyło się doskonale. I tak z walki na walkę wszystko było odkładane. Ciągle w głowie trwała dyskusja, czy to już czas, czy jeszcze trzeba dać sobie szansę. Nie mogłem tego wyciszyć. To trwa już około pięciu lat. Nauczyłem się z tym żyć i to kontrolować. Bez walk jednak nie potrafię żyć. Na tym polega cały problem.
Wielu zawodowych sportowców, na najwyższym poziomie, zmagało się z problemem depresji. Skoczek Sven Hannawald, koszykarz Kevin Love, pięściarz Mike Tyson czy świetny bramkarz piłkarski Gianluigi Buffon - wszystkich łączy większy, bądź mniejszy problem z depresją. Dlaczego jest taki problem wśród sportowców, aby o tym mówić? Czy to obawa przed tym, że człowiek, który uznawany jest za uosobienie sukcesu, pokaże swoją słabość?
Nie uważam, że to jest słabość i nie boję się o tym mówić. Jesteśmy ludźmi. Tak naprawdę istota ludzka z natury jest pełna słabości. Zawodnicy sportów walki nie są nadludźmi. Takie rzeczy też nas dopadają. Na co dzień zmagamy się z potwornym obciążeniem fizycznym, a do tego dochodzi spore obciążenie psychiczne. Z niektórych spraw nie zdajemy sobie sprawy. Do czasu. Wydawało mi się, że wieloma rzeczami się nie przejmuję, ale w środku, wewnątrz, moja podświadomość mnie gniotła. Z tego całego natłoku obowiązków nie zdawałem sobie sprawy, że zaraz coś mnie dopadnie. Sam zapędziłem się w takie miejsce. Nie umiałem oddzielić spraw istotnych od tych mniej ważnych. To był mój błąd. Trzeba dobrze się prowadzić także pod tym względem.
Gianluigi Buffon w swojej biografii napisał: „Marylin Monroe nie miała racji, kiedy mówiła, że lepiej jest płakać w rolls-roysie niż w zatłoczonym tramwaju. Gdy siedzisz w wygodnym aucie, masz poczucie, że osiągnąłeś już wszystko. Nie możesz wyznaczyć sobie żadnego celu”. Podobnie było z Tobą? Miałaś wrażenie, że w pewnym momencie zabrakło Ci motywacji?
W pewnym momencie zaczynasz zastanawiać się nad tym, czego ci brakuje. Zaczynasz płakać... w przenośni i dosłownie. Nie wiesz, co czeka cię dalej. Wydaje się, że wszystko jest dobrze, ale coś nie gra w głowie. Moim bodźcem, moim ratunkiem okazały się dzieci, moja rodzina. To jest niezwykle istotne. Aby wkoło otaczać się pomocnymi ludźmi. Dziękuję Bogu za to, że jestem szczęśliwym człowiekiem i mogę liczyć na wsparcie przyjaciół i rodziny. Tak naprawdę to mnie motywowało do dalszego działania. Kochałem MMA, ale pewnym momencie przestałem czuć, to co wcześniej. Pewne sytuacje życiowe dały mi siłę. Również kibice. Oni byli ze mną na dobre i na złe. Przypomnieli mi, jak to wszystko wyglądało wcześniej, dlaczego to robiłem i dlaczego chcę to robić dalej. Siedzenie w luksusowym samochodzie nie jest wszystkim. Szczęście przynosi ci satysfakcja, że robisz coś ważnego, także dla innych, że nadal możesz tworzyć. Luksus nie ma z tym nic wspólnego.
Wróćmy jeszcze na chwilę do ostatniego pojedynku. Przed walką podobno wszystko było w najlepszym porządku, ale w szatni coś zaczęło się psuć. Kiedy zdałeś sobie sprawę, że to nie będzie dobry wieczór? Kiedy doszło do Ciebie, że te demony powracają?
Około trzech godzin przed walką wszystko zaczęło wracać. W tym momencie wszystko się przełącza. Wiesz, ciężko wytłumaczyć to osobie, która nie miała do czynienia z tym tematem. Wyłączasz się w jednym momencie. Przestajesz normalnie funkcjonować. Nie jesteś obecny. Dzisiaj jestem dużo mądrzejszy. Teraz potrafię kontrolować takie ataki. W tamtym momencie działałem tylko na przyzwyczajeniach, na wypracowanych odruchach. Nie potrafiłem się skoncentrować, nie miałem kontaktu z narożnikiem, nie dochodziły do mnie ich uwagi. To są okrutne momenty. W trakcie walki próbujesz zaatakować, a potem dzieje się coś złego. I znowu jesteś w pozycji wyjściowej. Zaczyna cię to przerażać... Nie walczysz tylko z przeciwnikiem, ale również ze sobą. Uświadamiasz sobie, że kilka lat temu sprawiało ci to radość, a w tym momencie to cię męczy. Na szczęście w tych przygotowaniach to powróciło, poczułem to. Trenerzy mówią, że jest super. Powtarzają, że nie wyglądam na starego...
W metrykę w takim razie nie zerkają.
Oceniają mnie po formie fizycznej, a nie wieku. A co istotne, również głowa pracuje w odpowiedni sposób.
Nie chciałbym zadawać tego pytania, ale muszę. Czy nie masz obaw, że te demony do Ciebie wrócą w trakcie najbliższego pojedynku?
Wszystko w rękach Boga. Niech one powrócą. Jestem na to przygotowany. Życie jest ciągłym sprawdzianem. walczyłem z nimi przez wiele lat i już się ich nie obawiam. Pojawiają się czasami na treningach, ale nie czuję ich. Daję sobie radę, bo odzyskałem motywację, odzyskałem cel.
Jaką radę dałbyś sportowcom zmagającym się z podobnym problemem? Jaką radę dałbyś tym, którzy siedzą po cichu w kącie i chowają w środku te emocje?
Przede wszystkim trzeba wrócić do korzeni. Zastanowić się i odpowiedzieć na pytania: "po co to robiłeś?" i "jak wyglądało wcześniej twoje życie?". W tym momencie człowiek znajdując się na innym poziomie zapomina o pewnych wartościach, które były kluczowe na początku drogi. Ja nigdy nie robiłem tego dla pieniędzy i dla sławy. Zawsze robiłem to z miłości. Gdy wchodziłem na salę nie myślałem o kamerach, blasku fleszy, zamieszaniu medialnym. W ciszy cieszyłem się chwilami dobrej zabawy. Do tego trzeba wrócić i raz jeszcze odnaleźć te wartości. I ludzie. Trzeba wokół otaczać się tylko odpowiednimi osobami. Trzeba odczytywać ich intencje i właściwie segregować.
W załączonym materiale wideo część 1 wywiadu z Mamedem Khalidovem. Premiera całej rozmowy w sobotę o godzinie 16:15 w Polsacie Sport Extra oraz na Polsatsport.pl.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze