Liga Mistrzów: Czerwone Byki czy The Reds? Będzie się działo!
Futbol kochamy także za niespodzianki. I choć akurat w Champions League jest ich zdecydowanie mniej, a takie „rodzynki” jak kilkanaście lat temu FC Porto czy nie tak dawno AS Monaco czy Ajax Amsterdam zdarzają się stosunkowo rzadko, to kto wie, czy w tym sezonie sensacją nie zakończy się już jesienna część rywalizacji. Obrońca tytułu za burtą LM? Jest to możliwe.
Piłkarska Liga Mistrzów jest tak sformatowana, że najpierw mają trafić do niej najlepsi (czytaj: najbogatsi). Dlatego na podstawie krajowego rankingu aż 26 klubów ma w niej miejsce z urzędu. Potem przez wieloetapowe eliminacje może się do niej przebić zaledwie szóstka zespołów. Następnie mamy takie rozstawienie w grupach, które też ma pomóc gigantom znaleźć się w co najmniej w 1/8 finału. Ale wiadomo, nie zawsze jest to możliwe.
Futbol kochamy także za niespodzianki. I choć akurat w Champions League jest ich zdecydowanie mniej, a takie „rodzynki” jak kilkanaście lat temu FC Porto czy nie tak dawno AS Monaco czy Ajax Amsterdam zdarzają się stosunkowo rzadko, to kto wie, czy w tym sezonie sensacją nie zakończy się już jesienna część rywalizacji. Obrońca tytułu za burtą LM? Jest to możliwe.
W wielu grupach wszystko rozstrzygnęło się już dawno. Bayern Monachium z Tottenhamem odjechały Crvenej Zveździe i Olympiakosowi. Real Madryt i Paris SG – Galatasaray oraz Brugi. Awans już po 4 kolejkach zapewnił sobie Juventus, a i Atletico nic złego nie powinno się już przydarzyć: oba te kluby górują pod każdym względem nad Bayerem Leverkusen i Lokomotivem. Ale czy ktoś przypuszczał, że do ostatniej chwili drżeć będzie Liverpool?
„The Reds” lubią trzymać swoich kibiców w napięciu. Tak było jeszcze za czasów gdy z boiska drużyną dowodził Steven Gerrard, a fani na Anfield z wyjścia z grupy cieszyli się dopiero w końcówkach ostatnich grupowych bojów. Poprzedni sezon? Wszyscy to jeszcze doskonale pamiętamy. Kończąca fazę grupową seria spotkań i 1-0 nad Napoli, które mogło się wymknąć z rąk na ostatniej prostej - gdyby nie Alisson i … Arkadiusz Milik.
Teraz klub z południa Włoch mści się na ekipie Jurgena Kloppa wygrywając we wrześniu u siebie, a wczoraj remisując na jego terenie. Niby nic się złego nie dzieje. W tabeli Liverpool pozostaje przecież na pierwszym miejscu, Napoli jest drugie z punktem mniej. Ale z tyłu czai się Red Bull Salzburg. I uwaga! Właśnie do Austrii wybiera się drużyna z miasta The Beatles w ostatniej kolejce. Wystarczy by „Czerwone Byki” wygrały 1-0, abyśmy Salaha, Firmino, Van Dijka i Sane wiosną oglądali w Lidze Europy. Nie jest to przecież niemożliwe.
Byłbym jednak maksymalnie niesprawiedliwy uznając, że pomocną dłoń do Austriaków wyciągnęli tylko neapolitańczycy. Fakt, zabrali Liverpoolowi w sumie pięć punktów, ale sam Red Bull zrobił sporo, by zachować szansę. Przecież na Anfield wyszli z 0-3 na 3-3, i choć ostatecznie przegrali 3-4, to ich ambitna postawa została nagrodzona. Polegliby w Anglii dwoma czy trzema bramkami i sprawa byłaby praktycznie niewykonalna. A tak, wygrywając nawet w najniższym stosunku, zrównają się punktami z „The Reds”. A bilans bezpośrednich meczów właśnie dzięki golom zdobytym na wyjeździe będą mieć lepszy. Szykuje się piękna noc nad rzeką Salz. I może największa sensacja tej piłkarskiej jesieni.
Oglądaj na żywo największe europejskie gwiazdy piłki nożnej i ekscytujące zmagania najlepszych europejskich drużyn - Ligi Mistrzów UEFA i Ligi Europy UEFA - na kanałach Polsat Sport Premium 1 i Polsat Sport Premium 2 oraz w czterech serwisach telewizyjnych premium w Cyfrowym Polsacie, Plusie i IPLI. Prestiżowe rozgrywki dostępne są w telewizji, na komputerach, smartfonach i tabletach.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze